Quantcast
Channel: Dobre zioła blog o zdrowiu, ziołach i naturalnych metodach leczenia.
Viewing all 605 articles
Browse latest View live

Jak można wykorzystać fusy po kawie zgodnie z ideą 0 waste?

$
0
0

Fusy z kawy zawsze były dla mnie największym minusem kofeinowego nałogu. Nie można ich wylewać do zlewu, ponieważ zapychają rury, gdy wrzucamy je do toalety, zużywamy niepotrzebnie wodę potrzebną do ich spłukania. Z tego powodu zaskoczyła mnie informacja o tym, że firma Starbucks pozwala od niedawna klientom na zabranie fusów ze sobą. W kawiarniach stanęły kosze z zapakowanymi (szkoda że w plastik) fusami, które można wykorzystać sobie w domu. 

Inicjatywa godna polecenia, ponieważ statystyczny Polak produkuje rocznie 3 kg fusów.

W tym artykule przedstawię kilka najważniejszych sposobów, w jakie można używać fusów. Wróżenie z fusów pomijam.

Fusy jako nawóz do ogrodu

Pozostałości po kawie zawierają takie substancje, jak azot, wapń, potas, żelazo, magnez i chrom. Aby nie spleśniały po wrzuceniu do doniczki, należy najpierw wymieszać je z ziemią. Można także wymieszać je z wodą (pół szklanki fusów na około 5 - 10 litrów wody) i tak powstałym płynem podlewać rośliny lubiące kwaśne środowisko. Nie zaszkodzą także dodane do kompostu.

Fusów nie stosujemy do podlewania roślin preferujących zasadowe środowisko (do tej grupy należy wiele ziół), oraz nasion i kiełków - kofeina hamuje ich wzrost. Fusy z kawy powinny stanowić dodatek do innych nawozów.

Fusy z kawy jako naturalny odświeżacz zapachu

Kawa jest znana z tego, że łatwo pochłania zapachy. Aby usunąć nieprzyjemne zapachy z lodówki lub pokoju, należy wrzucić fusy do miski i wymieniać co jakiś czas. Jeśli w lodówce przechowywałeś rybę, pokrojoną cebulę lub gotowane jajka, fusy z kawy pomogą Ci pozbyć się tego dokuczliwego zapachu. Wymieniamy je co kilka dni.

Można je także umieścić w małym woreczku i stosować jako przenośny odświeżacz. Moim zdaniem będzie to znacznie bezpieczniejsze rozwiązanie, niż odświeżacze powietrza sprzedawane w sklepach. Jakiś czas temu pisałem o nich artykułFusy usuwają także nieprzyjemny zapach z dłoni.

Naturalny peeling

Po co przepłacać za drogie peelingi do ciała, skoro możesz wykorzystać darmowe pozostałości po parzeniu kawy. Kawowy peeling działa dość delikatnie, jednak zawiera sekretny składnik, który pozwala na zmniejszenie cellulitu - kofeinę. Można wymieszać go z cukrem lub solą i cynamonem i dodać do mieszanki trochę oleju kosmetycznego. Minerały i antyoksydanty zawarte w fusach delikatnie zadbają o Twoją skórę i przyspieszą jej oczyszczanie z toksyn.

Skuteczny środek czyszczący

Odrobina pomyślunku sprawi, że przestaniesz tracić pieniądze na mleczka i inne preparaty czyszczące. Fusy z kawy pozwalają łatwo doczyścić nawet trudne zabrudzenia w kuchni i w łazience. Dobrze sprawdzają się do starych, trudnych do usunięcia zanieczyszczeń, np. garnków, kuchenki i grilla. Nie szkoda jest też ich użyć do czyszczenia kominka.

Podobno - odstraszanie szkodników

Gdy mieszkałem za granicą, miałem duże problemy z inwazją mrówek … na 4 piętrze kamienicy. Wypróbowałem wtedy różne naturalne sposoby na walkę z owadami, takie, jak rozsypywanie proszku do prania, stosowanie odstraszających ziół czy używanie sody oczyszczonej. Szczerze jedyną skuteczną metodą był preparat owadobójczy marki Bros, ale kto wie - być może fusy z kawy pomogłyby ograniczyć inwazję. Fusy są podobno skuteczne także na dokuczliwe muszki owocówki, uwielbiające gromadzić się tam, gdzie przechowujemy owoce. W ogrodzie będą ograniczały ilość ślimaków zbliżających się do naszych roślin. Zapachu kawy nie lubią także koty. Jeśli chcemy wykorzystać fusy z kawy na zewnątrz w celu odstraszania zwierzaków, należy upewnić się, że zostały one dobrze wysuszone.

Poprawa wzrostu włosów

Tutaj podobna sytuacja jak w przypadku peelingu. W sklepie wydajemy duże pieniądze na szampony z kofeiną (szczególnie popularne wśród panów), a fusy bezrefleksyjnie wyrzucamy do śmieci. Mądrzej zrobimy, jeśli pod prysznicem weźmiemy w dłoń trochę fusów i wymasujemy tym skórę głowy. Fusy usuwają martwe komórki skóry i poprawiają krążenie, dzięki czemu cebulki włosów będą lepiej odżywione. Następnie spłukujemy peeling. Operację wykonujemy raz lub dwa razy w tygodniu. Uwaga - kofeina z fusów może wchłaniać się do krwi, dlatego peelingi lepiej jest wykonywać rano.

Regeneracja drewnianych mebli

Kawa ma tą naturalną właściwość, że dość mocno brudzi. Ta cecha może być pożądana, jeśli mamy w domu porysowane, drewniane meble. Fusy należy wymieszać z niewielką ilością wody i umieścić je w rysie. Po kilku minutach wycieramy nadmiar fusów, a drewno zmienia kolor, dzięki czemu rysa przestaje być tak bardzo widoczna. Operację można kilkukrotnie powtórzyć.


Hodowla grzybów

Moim zdaniem, najbardziej interesujące zastosowanie fusów. Na zachodzie coraz popularniejszy jest trend hodowli grzybów (np boczniaków), na podłożu z dodatkiem fusów. W sieci można kupić zestawy zawierające grzybnię oraz nieco podłoża, do którego następnie wrzucamy odpady. Po umieszczeniu zestawu w ciemnym i chłodnym miejscu, wystarczy poczekać około 2 tygodnie na grzyby. Kto wie, być może niedługo fusy z kawy staną się na tyle chodliwym towarem, że będziemy musieli za nie dodatkowo płacić :)



Zioła i warzywa, które można hodować w bloku

$
0
0


Moja znajoma stara się odżywiać jak najbardziej naturalnie, dlatego często kupuje zioła w doniczkach sprzedawane w marketach. Niestety, ale takie zioła szybko umierają - już na drugi dzień wyglądają mało apetycznie. W dzisiejszym artykule przedstawię prosty sposób na hodowanie różnych roślin, które sprawdzi się nawet wtedy, gdy mieszkasz w ciasnym mieszkaniu w bloku.

Hodowanie kiełków

Kiełki sprzedawane w sklepach są moim zdaniem bardzo nieekonomiczne. Małe opakowanie wyrośniętych kiełków kosztuje około 3 złotych, a tymczasem wystarczy kupić nasiona do kiełkowania, by cieszyć się świeżymi kiełkami które rosną jak szalone.

Moim zdaniem, najlepszym sposobem jest kiełkowanie nasion w woreczkach (np z lnu). Proces jest bardzo prosty - nasiona wrzucasz do woreczka i codziennie przepłukujesz wodą. Woreczek możesz zawiesić nad zlewem w kuchni, dzięki czemu nie będzie zabierał prawie miejsca. Po kilku dniach kiełki zaczną rosnąć i wtedy warto je wrzucić do lodówki. Zaobserwowałem, że niektóre rodzaje kiełków rosną nawet w lodówce. Ta metoda jest znacznie tańsza, prostsza i efektywniejsza niż kupowanie kiełkownic czy trzymanie kiełków w słoiku.

Zioła z doniczki

Jak pisałem we wstępie, zioła z marketów dobrze wyglądają jedynie na sklepowej półce. Zioła hodowane w doniczkach nie wymagają dużo uwagi, ładnie się prezentują i odwdzięczają się nam pięknym aromatem. W domu można trzymać takie zioła, jak:

  • Bazylia

  • Anyż

  • Cząber

  • Mięta

  • Szałwia

  • Tymianek

  • Oregano

  • Lubczyk

  • Koperek

  • Szczypior

  • Melisa

  • oraz wiele innych

Doniczka do ziół powinna mieć od 10 do 20 centymetrów średnicy. Niektóre zioła preferują stanowiska bardziej suche, inne natomiast wolą większą wilgotność. W zależności od gatunku, wybierz doniczkę plastikową lub ceramiczną. Po wysianiu nasion, warto jest obwiązać doniczkę folią, co pozwoli na zachowanie wyższej temperatury. 



Zioła lubią glebę o odczynie obojętnym, bez dużego dodatku nawozów. Ziemia dla kwiatów raczej się nie nadaje. Rośliny pochodzące z gorących rejonów będą preferowały podłoże piaskowe.

Jeśli chodzi o pielęgnację ziół, podlewamy je raz na dobę (rano lub wieczorem) odstałą wodą. Zioła najlepiej jest trzymać na nasłonecznionym parapecie, ponieważ uwielbiają one słońce. Najlepiej jest regularnie zrywać listki, oraz usuwać pąki kwiatowe.

Niektóre zioła, na przykład bazylię, można trzymać w doniczkach zrobionych z plastikowych butelek.

Jakie jeszcze warzywa można hodować w domu?

Papryka chilli

Umieściłem ją osobno, ze względu na nieco inne wymagania. Chilli lubi wysoką temperaturę oraz światło. Wymaga sporej ilości wody, ale nie można jej przelać. Dobrym podłożem dla ostrych papryk jest ziemia uniwersalna lub do pomidorów. Papryczki nawozimy co 2 tygodnie. Wraz ze wzrostem przesadzamy je do coraz większych donic, a następnie wystawiamy na balkon.

Jeśli są one hodowane w domu, należy je zapylić pędzelkiem, natomiast na balkonie kwiaty będą zapylone przez owady. 



Na marginesie dodam, że moja znajoma przesadziła papryczki na działkę i z papryczek pozostawionych samym sobie uzyskała kilka kilogramów owoców.

Nasiona chilli można zarówno kupić w sklepie, jak i wyjąć z papryk sprzedawanych w supermarkecie. Na balkonie można hodować także zwykłą paprykę, która wymaga jednak dużo większych donic.

Pomidory i ogórki

Najlepiej sprawdzą się odmiany karłowe. Pomidory lubią nawożenie naturalnym humusem oraz obfite podlewanie. Należy zwrócić szczególną uwagę na to, by nie przemrozić pomidorów. Podobne wymagania mają ogórki, jednak wymagają jeszcze więcej wody. Jeśli mieszkasz w mieście, najlepiej jest zapylać kwiaty ręcznie.

Sałata

Trzymamy ją w doniczkach w taki sposób, by nie padał na nią deszcz. Aby cieszyć się własną sałatą, należy ją regularnie podlewać, ale nie jest konieczne jej nawożenie. Sałatę należy wysiewać wiosną. Pierwsze liście wyrastają po około 1 - 1.5 miesiąca. Podobnie jak w przypadku innych roślin o jadalnych liściach, najlepiej jest nie dopuszczać do wyrastania kwiatów.

Rukola

Bez rukoli nie może obejść się dziś żadne modne danie. Rukola może być hodowana na balkonie lub parapecie, nie boi się niższych temperatur oraz okazjonalnego niedoboru wody. Aby cieszyć się smakiem rukoli, należy zaczekać około 3 tygodni od wysiania rośliny.




Wysiewamy ją do doniczki o wielkości około 10 litrów do zwykłej ziemi ogrodowej. Roślinę sieje się wiosną lub jesienią.

Szczypiorek

Jeśli nie masz żadnego doświadczenia w ogrodnictwie, zacznij od domowej hodowli szczypiorku. Nasiona szczypiorku wysiewa się do doniczek, po około 15 - 20 dniach powinny wyrosnąć z nich małe rośliny. Można podlewać go organicznym nawozem.

Cukinia

To największe warzywo spośród opisywanych. Wysadzamy ją do dużych donic, wykorzystując żyzną glebę. Staramy się jej nie przesadzać. Roślinę należy obficie podlewać oraz nawozić. Do hodowli w domu można wybrać dekoracyjną odmianę cukinii o kulistych owocach.

Rzeżucha

Jest bardzo prosta w hodowli - najlepiej udaje się w doniczce powstałej z dużej butelki na wodę. Lubi bardzo dużo wody. Warto ją posiać nie tylko przed Wielkanocą.


Miody z UE i spoza UE, czyli dlaczego warto czytać etykiety na miodzie

$
0
0

Jedną z najważniejszych lekcji, którą wyciągnąłem z pracy w sklepie zielarskim było - zawsze czytaj etykiety kraju pochodzenia na miodzie. Ostatnio moja koleżanka (bardzo dbająca o zdrowie), kupiła duży słoik miodu z pięknymi oznaczeniami w języku polskim. Wystarczyło jednak tylko chwycić za słoik, by przekonać się, że miód z marketu, to zwykła mieszanka miodu z UE i spoza UE. Moim zdaniem, to częściowe wprowadzanie konsumenta w błąd - opis jest mało widoczny, a opakowanie sugeruje, że to naturalny miód z polskich pasiek. 

Być może wzruszysz ramionami i powiesz sobie - miód to miód, co za różnica, że pochodzi on z Chin. Oto kilka argumentów, którymi będę chciał przekonać Ciebie do baczniejszego zwracania uwagi na to, co kupujesz.

Co jest nie tak z miodem z Chin?

Naukowcy i pszczelarze biją na alarm, że na świecie sprzedaje się znacznie więcej miodu, niż natura jest w stanie go wyprodukować. Miód stał się modnym produktem, kupujemy go coraz więcej. Zapotrzebowanie rynku przez ostatnie 20 lat wzrosło o 50 procent. Jeśli śledzisz wiadomości ekologiczne na pewno wiesz, że gwałtowny rozwój przemysłu i rolnictwa, wpływa niekorzystnie na populacje pszczół. Zdumiewające jest więc, że ilość miodu na rynku ciągle się zwiększa.

Miód to drogi produkt, jednak można go łatwo sfałszować lub rozcieńczyć różnymi dodatkami. 

Wydaje mi się, że praktyki fałszowania polskiego miodu są dziś znacznie rzadsze, niż powiedzmy 10 lat temu. Polskim producentom zależy na renomie, tymczasem firmy zajmujące się masową produkcją miodu, idą w ilość.

Można zauważyć podobieństwo na rynku miodu z tą w hodowli drobiu. Jeśli liczy się dla nas tylko cena, kupujemy najtańszego kurczaka, który hodowany jest masowo w tragicznych warunkach. Kurczaki z gospodarstw ekologicznych mają znacznie lepsze mięso, ale tradycyjna hodowla jest droższa. 


Nie oszukujmy się, etykieta mówiąca o tym, że miód jest z krajów UE i spoza UE oznacza, że kupujesz miód z Chin. Równie dobrze można by napisać wielkimi literami made in china, tyle, że takiego miodu na pewno byś nie kupił. Producenci dodają do niego takie słodziki, jak:

  • cukier z trzciny cukrowej i buraków cukrowych

  • syrop glukozo-fruktozowy

  • dekstroza (syrop z kukurydzy)

Wybierając miód z marketu wydaje się nam, że kupujemy zdrowszą alternatywę dla cukru, a tymczasem, przepłacamy za to samo.

Bycie pszczelarzem i produkcja dobrego miodu to sztuka, wymagająca wiedzy i czasu. Produkcja masowa nie ma na to czasu, dlatego chiński miód często jest pozyskiwany z ula zbyt wcześnie, kiedy jeszcze nie jest dojrzały. Zawiera zbyt dużo wody i smakuje dużo gorzej od miodu pozyskanego zgodnie z zasadami sztuki pszczelarskiej. Spotkałem się też z opiniami kilku osób które narzekały właśnie na konsystencję miodu tego typu.

Miody z Azji bardzo często są źle oznakowane - trudno jest liczyć, że w słoiku znajduje się miód określonego typu, np. spadziowy czy lipowy. 


Wiele osób podkreśla ważną zasadę żywieniową - kupuj produkty, które powstały w Twojej okolicy, bo są one najbardziej wartościowe dla organizmu. Nie wiadomo, jakie alergeny, bakterie i wirusy nieznane dla naszego organizmu może zawierać miód produkowany tysiące kilometrów od Polski. Dochodzi jeszcze jeden aspekt - kupując polski miód, wspieramy naszą gospodarkę.


Zwracajmy uwagę na oznaczenia producenta także wtedy, gdy kupujemy droższe odmiany miodu, na przykład Manuka. Statystyki wskazują, że Australia i Nowa Zelandia (jedyni producenci) są w stanie wyprodukować rocznie jedynie 2500 ton miodu Manuka, natomiast rocznie sprzedaje się go ponad 10 tysięcy ton.

Szkodliwe substancje w miodach z Azjii

Możemy narzekać że w Polsce wszystko dotyczące produkcji żywności jest kontrolowane. Z drugiej strony, może to i lepiej, ponieważ produkty importowane często nie spełniają naszych norm jakości i mogą być groźne. W 2010 roku UE wprowadziła sankcje na miód z Indii, ponieważ zawierał on zbyt dużo ołowiu. Producenci tłumaczyli się, że zanieczyszczenia wynikają ze stosowania preparatów chroniących ule przed bakteriami. Co gorsza, możliwe że firmy z Indii sprowadzały jeszcze tańszy miód z Chin i sprzedawały go jako własny. 


Próbki miodów z Azjii skontrolowane przez Unię Europejską zawierały także antybiotyki, bakterie (także botulinę!) oraz pestycydy. 

Wskazuje to jednoznacznie, że eksporterzy nie dbają o jakość swojego produktu oraz o jego przebadanie pod względem zanieczyszczeń przed puszczeniem w obrót. Sprowadzany miód jest wyrywkowo kontrolowany przez różne instytucje w Europie, jednak dziwnym trafem większość doniesień o nieprawidłowościach w jego składzie, dotyczy właśnie miodu z UE i spoza UE.

Jednocześnie od 2014 roku UE pozwala na brak określania kraju pochodzenia miodu.

Jak kupić dobry miód?

Najlepszym rozwiązaniem jest zakup miodu w pasiece lub sklepie który współpracuje z polską pasieką. Rodzinne gospodarstwa pasieczne często działają w ten sposób, że właściciel sam rozwozi miód do sklepów chcących z nim współpracować, dzięki czemu nie musisz opłacać marży hurtowni. Dobry miód można kupić też w internecie lub supermarkecie, ale musimy wtedy zwrócić szczególną uwagę na kraj pochodzenia. Najważniejsze jest zapoznanie się z etykietą i upewnienie się, że miód jest polski. 


źródła 

https://www.foodsafetynews.com/2011/08/honey-laundering/


Nawłoć - pospolita roślina o działaniu moczopędnym

$
0
0


Nawłoć to dość popularny chwast o pięknym, żółto-złotym kolorze. Jego łacińska nazwa to ‘solidago’, co oznacza ‘uzdrawiać’ i odzwierciedla zastosowanie tej rośliny w tradycyjnym ziołolecznictwie. Roślina jest najczęściej stosowana w celu poprawy zdrowia układu moczowego i zmniejszenia stanów zapalnych w organizmie. Co ciekawe, od niej pochodzi też nazwa koloru goldenrod, który wykorzystuje się w przeglądarkach internetowych.

Nawłoć rośnie w Europie, Azji i obydwu Amerykach. Kwitnie w przydrożnych rowach i na polach i często uważana jest za chwast.


Żółte kwiaty tej rośliny kwitną późnym latem i wczesną jesienią. Nawłoć łatwo zapyla się krzyżowo z innymi roślinami, dlatego też istnieje ponad 100 różnych gatunków nawłoci, o podobnych właściwościach zdrowotnych. Najlepiej przebadanym gatunkiem jest solidago vigaurea, czyli nawłoć pospolita.

Nawłoć można kupić w postaci herbaty lub suplementu diety. Herbata może mieć nieco gorzki posmak, dlatego niektórzy wolą ją lekko posłodzoną, najlepiej miodem.


Jakie właściwości zdrowotne ma nawłoć?

Jej kwiaty i liście wykorzystywane są do produkcji herbatek i suplementów diety. Nawłoć możesz bez problemu kupić w formie ziela do zaparzania, wchodzi także w skład mieszanek ziołowych.


To bogate źródło związków roślinnych, w tym saponin i przeciwutleniaczy flawonoidowych, takich jak kwercetyna i kemferol.


Saponiny są związkami roślinnymi dającymi wiele korzyści zdrowotnych. Mogą one być szczególnie skuteczne w hamowaniu wzrostu szkodliwych bakterii i drożdży, takich jak Candida albicans. Candida albicans jest grzybem, który może powodować infekcje kobiecych narządów płciowych, jak również atakować inne części ciała.


Badania wykazały również, że saponiny posiadają działanie przeciwnowotworowe i przeciwzapalne. 

Flawonoidy -  przeciwutleniacze zawarte w nawłoci, czyli kwercetyna i kemferol, chronią komórki Twojego ciała przed uszkodzeniami spowodowanymi przez wolne rodniki. 

Warto zauważyć, że aktywność antyoksydacyjna nawłoci jest większa niż zielonej herbaty i witaminy C.

Był Kolor purpury, jest też Kolor nawłoci, czyli po angielsku, goldenrod

W medycynie tradycyjnej nawłoć była stosowana do zwalczania stanów zapalnych, które przyczyniają się do bólu i obrzęków.


W badaniach na gryzoniach, ekstrakt z nawłoci w połączeniu z ekstraktami z osiki i jesionu zmniejszył obrzęk zranionych tkanek aż o 60%. Obniżył również stan zapalny związany z zapaleniem stawów o 12-45%. Im większe dawki zastosowano, tym lepsze były uzyskane efekty.


Działanie preparatów z nawłocią zostało przetestowane również u ludzi. W 11 badaniach na ludziach, leczenie preparatem zawierającym nawłoć było równie skuteczne jak aspiryna w zmniejszaniu bólu pleców i artretyzmu kolan.


Kora topoli osiki, którą podawano badanym wraz z nawłocią, zawiera salicynę - aktywny składnik aspiryny. Przyczyniła się ona również do przeciwzapalnych korzyści testowanej mieszanki ziołowej.


Europejska Agencja Leków, organizacja nadzorująca leki, uznaje nawłoć za potencjalnie użyteczną dla leczenia drobnych problemów z układem moczowym.



Oznacza to, że nawłoć może wspomagać lub zwiększać skuteczność leków, takich jak antybiotyki na infekcje dróg moczowych. Można obecnie wnioskować, że zioło to nie powinno być stosowane samodzielnie jako metoda leczenia takich dolegliwości.


Badania in vitro sugerują, że nawłoć może pomóc w zwalczaniu infekcji układu moczowego. Może być najbardziej skuteczna nie samodzielnie, ale  w połączeniu z innymi ziołami - w tym jagodą jałowca i zielem skrzypu. Osiągamy wtedy korzyści z synergii działania kilku składników.


Dodatkowo, badania in vitro wskazują, że ekstrakt z nawłoci może pomóc w przypadku pęcherza nadreaktywnego, czyli częstej konieczności oddawania moczu. Może on również zmniejszać bolesne skurcze dróg moczowych. Nawłoć ma działanie moczopędne, co wydaje się być korzystne przy skłonnościach do zapaleń pęcherza moczowego, tworzenia się kamieni czy problemów z prostatą.

Na co jeszcze może pomagać nawłoć?

Spotkałem się z informacjami o tym, że nawłoć pomaga zmniejszyć nieprawidłową masę ciała, dlatego dodaje się ją do herbatek odchudzających. Należy także do ziół hamujących procesy nowotworowe, zwłaszcza w przypadku raka prostaty.

Ponieważ wspiera stan naczyń krwionośnych, może być dobrym wyborem dla osób chcących ustrzec się żylaków. 

Ze względu na zawartość garbników, nawłoć będzie pomocna w przypadku podrażnień gardła. Duża zawartość antyoksydantów przyczynia się do jej działania przeciwstarzeniowego.

Jak stosować nawłoć?

  • Herbata. 1-2 łyżeczki (3-5 gramów) suszonej nawłoci na 1 filiżankę przegotowanej wody. Przykryć i pozostawić na 10-15 minut, a następnie przecedzić. Pić do 4 razy dziennie.

  • Wyciąg płynny. 0,5-2 ml do 3 razy dziennie.

  • Wyciąg suchy. 350-450 mg do 3 razy dziennie.

Te ilości są zalecane dla dorosłych i nastolatków. Nawłoć nie jest zalecana dla dzieci poniżej 12 roku życia ze względu na brak danych na temat jej bezpieczeństwa.


Jeśli nawłoć jest stosowana przy określonych dolegliwościach, nie powinno się jej używać dłużej niż 2-4 tygodnie. Jeśli chorujesz na jakieś poważne dolegliwości lub przyjmujesz leki, powinieneś skonsultować przyjmowanie nawłoci (podobnie jak każdego innego zioła) z lekarzem.


Jak rozwijać wiedzę o ziołach - na moim przykładzie

$
0
0
Jakiś czas temu rozmawiałem z moją koleżanką o książkach na temat ziół. Przedstawiła mi kilka ciekawych książek dostępnych powszechnie w sklepach oraz podzieliła się ze mną swoją bogatą - mimo braku kierunkowego wykształcenia - wiedzą w temacie zielarstwa. Po rozmowie zastanowiłem się nad jedną kwestią - w jaki sposób najlepiej rozwijać wiedzę o ziołach.

Nauka o ziołach w szkole

Dekadę temu ukończyłem kierunek technik farmaceutyczny w Studium Medycznym im. Stanisława Liebharda w Lublinie. W programie było kilka przedmiotów związanych z ziołami, z czego najważniejszym była farmakognozja. Ten przedmiot pozwolił mi usystematyzować wiedzę na temat ziół i substancji leczniczych, które zawierają zioła. Oczywiście większość osób w klasie olewała te zajęcia twierdząc, że wiedza o roślinach się nie przydaje. Niespodzianka - w aptece bardzo dużo preparatów zawiera substancje ziołowe, a także sprzedaje się podstawowe zioła sypane oraz w saszetkach.

Jeśli szukasz naukowej wiedzy o ziołach, polecam Ci trzy książki:

  • Farmakognozja Irena Matławska
  • Farmakognozja Kohlmunzer Stanisław
  • Ziołolecznictwo, poradnik dla lekarzy Aleksander Ożarowski

Te książki są fantastyczne, ponieważ dają bardzo dobrą podstawę pod dalszą naukę. Przydadzą Ci się na zawsze, ponieważ możesz w nich sprawdzić jakie substancje zawiera jakieś zioło i sprawdzić, jakie mają one działanie. Podczas ich lektury może zdarzyć się, że będziesz musiał wrócić do podstaw biologii i chemii na poziomie liceum.

Książki powszechnie dostępne - te techniczne i mniej techniczne

Los chciał że po 2 latach pracy w aptece i krótkim epizodzie w sklepie medycznym, trafiłem do sklepu zielarskiego. W ofercie była cała wielka szafka pełna ziół sypanych - pewnie około z 200 pozycji. Ludzie przychodzili tam po zioła, o których początkowo nigdy nie słyszałem. Jedna pani z pobliskiej restauracji poprosiła kiedyś o wymienienie wszystkich ziół jakie mamy w ofercie. Do tego sprzedawaliśmy mnóstwo ziół w saszetkach, tabletkach, wyciągach alkoholowych, herbat, yerba mate i … książek. Początkowo w sklepie nie było dużego ruchu, dlatego miałem trochę czasu na naukę z ulotek i właśnie książek.



Lawenda

I tak, książki zielarskie powszechnie dostępne, zwykle przekazują mniej techniczną wiedzę. Wiele z nich zawiera raczej porady na przykład na temat profilaktyki (jak książki Ojca Grande i Stefanii Korżawskiej), inne są leksykonami ziół z podanymi zastosowaniami, lub odwrotnie - leksykonami chorób z wymienionymi ziołami które w nich pomagają. Na pewno polecam książki
  • Mateusza Emanuela Senderskiego - bardzo szczegółowo na temat ziół w różnych dolegliwościach
  • Jadwigi Górnickiej
  • Grzegorza Sroki
  • Ojca Klimuszko - dużo w nich metafizyki, jednak warto je znać, ponieważ są praktycznie podstawą polskiego ziołolecznictwa
  • Marii Treben - podobna sprawa jak z książkami Ojca Klimuszko
  • miesięcznik Panacea - bardzo szczegółowe i przystępne informacje o ziołach

Niestety, można też kupić sporo książek szarlatanów i marketingowców…

Tutaj chciałbym uprzedzić czytelnika przed czytaniem … tylko jednej książki i zamykaniem się na inne. Wiedza medyczna ewoluuje z roku na rok. Niektóre zioła zachwalane pod niebiosa w jednej książce mogą okazać się toksyczne w pewnych warunkach, o czym autor nie wspomni, np. dziurawiec.

Jeśli chorujesz na poważne dolegliwości, masz choroby przewlekłe, jesteś w ciąży, zawsze konsultuj z lekarzem zastosowanie terapii ziołowej. O prawdziwej mądrości świadczy bardzo ostrożne podejście do tego, co czytamy.

Blogi i strony internetowe

Jeśli poczytasz dość dużo na temat ziół to wpadnie Ci do głowy rewolucyjna myśl - większość roślin które mijasz na spacerze ma działanie lecznicze lub jest jadalna, a 100% przypraw to po prostu zioła lecznicze które mają jakieś pozytywne działanie na organizm.

Nie poprzestawaj na tym, jeśli masz już te podstawy, możesz sięgnąć po informacje o ziołach do internetu. I tak, blogi można podzielić na hobbystyczne - jak na przykład ten, który teraz czytasz, i specjalistyczne.



Przykładem dobrego bloga hobbystycznego po polsku jest https://klaudynahebda.pl/, a specjalistycznego - https://rozanski.li/. Blog http://lukaszluczaj.pl/ umieściłbym gdzieś pomiędzy.

Dlaczego wymieniam tak mało stron? Ponieważ trudno jest znaleźć w sieci wartościowe informacje na temat ziół, większość stron po prostu powiela wiedzę z innych stron.

Po czym poznasz dobre strony na temat roślin? Po mądrym podejściu autora, który przedstawia plusy i minusy różnych roślin, a nie uważa się za alfę i omegę i przedstawia kolejne niezawodne lekarstwa na nowotwory, których nienawidzi big-pharma. Ponownie polecam weryfikować informacje, na które napotkasz się w sieci, z książkami naukowymi i przede wszystkim - lekarzami.

Kontakt z osobami znającymi się na ziołach

Słowem kluczowym jest tutaj wiedza ludowa. Pokolenie moich rodziców i dziadków miało podstawową wiedzę o roślinach i ogólnie o przyrodzie. Obecnie ta wiedza jest zaniedbywana, zastąpiona głupotą płynącą z reklam. Mnóstwo ciekawych informacji na temat ziół poznałem od starszych klientów. Jeśli masz taką możliwość, rozmawiaj ze starszymi ludźmi na temat przyrody.

Jak jeść lepiej i dokonywać lepszych wyborów, jeśli chodzi o mniej zdrowe produkty

$
0
0

Cześć, w tym wpisie chciałbym zwrócić uwagę na kilka najmniej wartościowych produktów dostępnych w sklepach oraz przekazać ogólne zasady jakimi warto kierować się podczas zakupów.

Wydaje mi się, że wszyscy wiemy co jest niezdrowe - opodatkowane napoje gazowane, chipsy i krakersy, większość słodyczy. A co z produktami które odruchowo klasyfikujemy jako “zdrowe”, a okazuje się, że są szkodliwe? A może są produkty nieco mniej niezdrowe od pozostałych, które warto wybrać jeśli na przykład musimy zrobić zakupy w sklepie gdzie nie ma nic innego a umieramy z głodu?Sok pomidorowy zawiera sporo witamin i minerałów, dobrze gasi pragnienie i wydaje się być zdrowy. Czasem potrafiłem wypić litrowy sok w ciągu kilku godzin. Kilka miesięcy temu zerknąłem na etykietę soku i okazało się, że 250 gramów soku zawiera około 25% dziennego spożycia soli. Po tym odkryciu szukam na półce soku pomidorowego bez soli. O tym, że soki owocowe są niezdrowe, pewnie już słyszałeś.

Kupując napoje, zawszę patrzę na ilość kalorii. Przykładowo - w upał warto się ochłodzić czymś bezalkoholowym - piwo Karmi zawiera 36 kcal w 100 gramach, bezalkoholowy Lech około 20 kcal, a radler - 39 kcal. Chyba lepszym rozwiązaniem jest woda mineralna z cytryną.

Sery pleśniowe - zawierają 3 razy więcej kalorii niż twaróg, dostarczają dużo soli i 0 błonnika. Podejrzliwie patrzę też na wszystko co zawiera ser żółty, ponieważ znacznie podbija on smak potraw i sprawia, że wiemy dużo więcej niż potrzebujemy.
Książka która otworzy Ci oczy na to, jak niezdrowy jest ser

Wędliny z wyższej półki - chyba wspominałem już o tym, ale powtórzę - najdroższe i najtańsze wędliny zwykle zawierają najwięcej tłuszczu. Tanie mielonki, salcesony, konserwy mają fatalny skład, ale drogie salami, fuet, metka nie są w niczym lepsze - mogą zawierać nawet 40% tłuszczu. Od kilku lat wybieram wędliny kierując się wyłącznie tym, ile tłuszczu zawierają. Niedroga szynka z kurczaka zwykle zawiera około 10% tłuszczu co jest znacznie lepszą wartością. Oczywiście najlepiej nie jeść wędlin.

Jeśli zagłębimy się w temat fast-foodów to okaże się, że są między nimi znaczne różnice i możemy dokonywać mniej złych wyborów. Przykładowo - 2 kawałki pizzy z popularnej pizzerii zawierają około 600 kcal. Nie wiem jak Ty, ale zwykle potrafię zjeść więcej pizzy na raz. Tymczasem określany jako bardzo niezdrowy Big Mac zawiera 500 kalorii i moim zdaniem jest mniej złym wyborem, ponieważ będziemy po nim najedzeni przez dłuższy czas niż po pizzy. Nie promuję tu sieci McDonald, ale wydaje mi się, że wcale nie tak duży Big Mac jest lepszym wyborem niż olbrzymi burger z lokalnej burgerowni, ponieważ jest od niego znacznie mniej kaloryczny.

Słodycze - ostatnio zauważyłem u siebie nieco większy apetyt na słodycze, czasem po wysiłku fizycznym mam ochotę na coś słodkiego. Zauważyłem, że mały wafelek jak na przykład Kit Kat zawiera jedynie 76 kcal, natomiast Snickers - 246 kcal. Znacząca różnica, a po jednym i po drugim głód na słodkie jest zaspokojony. Wybierajmy zatem mniejsze porcje.

Jeśli masz ten przywilej że nie pracujesz zdalnie ale nie chce Ci się gotować w domu, możesz wybrać, czy kupujesz obiad w jakiejś knajpce, albo kupić gotowy obiad na tacce. Moim zdaniem, drugi wybór jest znacznie lepszy, bo kontrolujesz kalorie. Obiad z tacki waży średnio około 400 gramów i zawiera 500 kalorii. To dobra wartość nawet, jeśli jesteś na diecie. Porcje w restauracjach czy bistro są zwykle znacznie większe (aby nikt nie narzekał, że porcje są za małe), wydaje mi się, że taki obiad zawiera więcej tłuszczu i soli.

 Jeszcze gorsze są dania gotowe na przykład w puszkach, słoikach, ponieważ zawierają konserwanty, wzmacniacze smaku i tak dalej.

Trochę czasu warto poświęcić też wszelkim produktom wzmacniającym smak. Sosy takie jak keczup czy majonez są moim zdaniem niewskazane jeśli dbamy o linię, ponieważ sprawiają, że jemy więcej. Potrawa z nimi smakuje nienaturalnie dobrze. Podobnie jest z ostrymi sosami (które często dodatkowo musimy wręcz “zagryzać”), sosem sojowym, wszystkim co zawiera glutaminian sodu. Jedzenie przyprawione w taki sposób jest nienaturalnie smaczne i trudno się od niego oderwać. Z tego powodu lepiej jest gotować w domu i wybierać naturalne przyprawy, jak zioła.

Jak jeść lepiej?

Podsumowując - czytajmy etykiety produktów które kupujemy i wybierajmy najzdrowsze produkty, na jakie możemy sobie pozwolić. Zwracajmy uwagę na kaloryczność produktu oraz wielkość porcji. Dzięki temu, będziemy kształtowali zdrowsze wybory zdrowotne. Najlepszym wyborem są zawsze naturalne, jak najmniej przetworzone produkty, z których będziemy przygotowywali posiłki w domu. Tylko w ten sposób możemy w pełni kontrolować co jemy.

Kilka wyróżniających się wód mineralnych

$
0
0

 


Z reguły nie kupuje butelkowanej wody mineralnej, ale ostatnie upały sprawiają, że trudno nie sięgnąć po butelkę będąc w sklepie. W tym artykule opiszę najpierw kilka polskich wód mineralnych, a następnie francuskie i włoskie wody mineralne z najwyższej półki.

Cisowianka i Nałęczowianka


Polskie wody mineralne pochodzące z okolic Nałęczowa (lubelskie). W Nałęczowie znajduje się uzdrowisko o charakterze kardiologicznym.

Cisowianka zawiera średnią ilość minerałów, z przewagą wapnia i magnezu. Początkowo była wodą regionalną, dostępną tylko w województwie lubelskim, z czasem zaczęto ją sprzedawać w całej Polsce. Nazwa powstała na podstawie nazwy fikcyjnego uzdrowiska Cisy, opisanego przez Stefana Żeromskiego w Ludziach bezdomnych. To moja ulubiona woda mineralna - świetnie gasi pragnienie, jest jedną z najtańszych wód i pochodzi z mojego regionu.


Obecnie mocno promowana jest Cisowianka Perlage, która zawiera mniejsze bąbelki gazu niż zwykła woda mineralna. Poza tym, jest pakowana w mniejsze, szklane butelki.

Nałęczowianka posiada podobny skład, zawiera minerały niezbędne do prawidłowego trawienia, zachowania zdrowego szkliwa czy budowania kości i mięśni. Ze względu na niską zawartość sodu, obydwie wody można pić codziennie.

Nałęczów

Producent Nałęczowianki (Nestle), zwraca dużą uwagę na ekologię - do 2025 zobowiązał się, że 50% butelek będzie pochodziło z recyclingu.

Muszynianka

Muszyna to urokliwa miejscowość uzdrowiskowa w województwie małopolskim. Pochodzi stąd woda Muszynianka, zawierająca jony magnezu, wapnia, wodorowęglany, potas i żelazo. Woda rozlewana jest tutaj od lat 90 tych. Polecam ją ze względu na dużą zawartość magnezu i potasu. Producent sponsoruje także drużyny sportowe oraz promuje zdrowy styl życia.

Wielka Pieniawa

Ta woda zawsze kojarzy mi się z rozmowami rekrutacyjnymi w firmach IT, ponieważ często stoi tam na stołach. Woda pochodzi z Polanicy-Zdrój (dolnośląskie), źródło pozyskano już w 1904 roku. Rok później rozlewano tam wodę mineralną. Woda dostarcza magnezu, wapnia, chlorków, potasu, wodorowęglanów, siarczanów oraz fluoru. Jest polecana w dolegliwościach układu pokarmowego, najlepiej pić ją przez słomkę na pusty żołądek. Słyszałem opinię że pomaga na kaca.

San Pellegrino

Kolejna woda od Nestle, pochodzące z włoskich Alp. Naturalnie gazowana, zawiera 1034 mg/l składników mineralnych. Wyróżnia się orzeźwiającym smakiem, idealnie sprawdza się do parowania z czerwonym, garbnikowym winem. Często można spotkać ją w restauracjach.


San Pellegrino (podobnie jak Perrier), jest dla mnie archetypem drogiej wody mineralnej. Firma wypuszcza także ekskluzywne wersje tej wody, na przykład tworzone w kooperacji ze słynną firmą Blvgari.

Evian

To także woda z Alp, ale tym razem pochodząca z Francji. Woda wyróżnia się powtarzalną, bardzo wysoką jakością, którą zapewnia dokładne testowanie. Po raz pierwszy butelkę wody Evian można było kupić w 1826 roku. Proces naturalnej filtracji wody trwa 15 lat, podczas których przenika ona kolejne warstwy skał. Podobnie jak San Pellegrino, jest jednym z symboli glamour. PH tej wody wynosi 7.2.

Perrier

Jeśli pochylisz się nad klasycznymi powieściami z lat 60 tych i 70 tych, na pewno kilka razy natkniesz się na wodę Perrier. Obecnie jej producentem jest firma Nestle. Woda jest wysoko gazowana, sprzedaje się ją w zielonych butelkach o unikalnym kształcie. Źródło wody zostało odkryte już w starożytnym Rzymie przez Hannibala.W 1891 dr. Perrier opisał właściwości zdrowotne tej wody. Perrier jest jednym z symboli Francji.

Aqua Panna

Toskańska woda mineralna o niskiej kwasowości i niewielkiej zawartości składników mineralnych. pH wynosi 8.2. Posiada bardzo bogatą historię - przy źródle tej wody zatrzymywali się wędrowcy podróżujący po Cesarstwie rzymskim, a w XVI wieku zdobyła ona serce rodu Medyceuszy. Moja znajoma tak ceni sobie tę markę, że trzyma butelkę po Aqua Panna i napełnia ją wodą z kranu. Moim zdaniem, takie podejście jest godne naśladowania.

Ciekawostki

Jednym z koniecznych warunków, aby w jakimś miejscu mogło powstać uzdrowisko, jest występowanie w pobliżu źródeł wód mineralnych. To dlatego nazwy prawie wszystkich wód pochodzą od uzdrowisk i odwrotnie.


W jednym z odcinków South Park Cartman wcielający się w Britney Spears krzyczy - Nie chciałem wody Evian, miało być Pellegrino, co miało być satyrą na rozpieszczonych celebrytów.


Chaber bławatek, piękna roślina o wielu zastosowaniach

$
0
0

Ostatnio przechadzałem się w okolicach ulicy Bełdan w Warszawie i zauważyłem, że po prawej stronie chodnika od ulicy zamiast zwykłego chodnika, rośnie tam "mini łąka" pełna kwiatów. Rosną na niej między innymi piękne chabry bławatki i właśnie o tej roślinie chciałbym dzisiaj napisać.

Chaber bławatek wyróżnia się niebieską barwą, po angielsku jego nazwa to cornflower i od tej nazwy pochodzi też nazwa koloru używanego w przeglądarkach internetowych, czyli cornflower blue.

Chabry to popularne chwasty, chociaż nie pamiętam ich z czasów dzieciństwa, z nadbużańskich łąk. Być może gleby w tamtych okolicach zawierały zbyt dużo wapnia, którego chabry nie lubią. 

Właściwości lecznicze chabrów

Myślę że chabry rosnące przy trasie w Warszawie mogą mieć tylko jedną korzystną właściwość - cieszenie naszego wzroku piękny wyglądem. Co innego rośliny z naturalnych stanowisk. 
Jeśli ktoś chce zbierać chabry samodzielnie, to musi pamiętać że w przyrodzie występuje także kilka innych gatunków chabrów.
W zielarstwie używa się samego kwiatu bławatka. Po kolorze łatwo się domyśleć, że jest on bogaty w naturalne barwniki, które prawie zawsze pomagają likwidować wolne rodniki. 

Niebieskie kwiatki zawierają między innymi:
  • antocyjanidyny
  • flawonoidy
  • minerały (w tym mangan)
  • centaurynę
  • cichorynę
  • knicnę
  • polisacharydy
Roślina ma działanie przeciwzapalne i uspokajające. Tak, jak większość roślin zawierających flawonoidy, pobudza pracę nerek, ułatwiając oczyszczanie organizmu. To działanie jest ważne również w przypadku problemów z nerkami, takich, jak stany zapalne czy tworzenie się kamieni nerkowych. Pobudza także krążenie. Ponieważ ma działanie ściągające, będzie pomocny w przypadku dolegliwości w jamie ustnej.
Podobnie jak borówki, zawiera antocyjany wpływające korzystnie na funkcjonowanie wzroku, szczególnie w gorszych warunkach oświetleniowych.
Można dodawać go z powodzeniem do innych mieszanek ziołowych. Działanie bławatka jest raczej delikatne.


Chaber bławatek jest rośliną często stosowaną w dermatologii. Stosuje się go na rany, owrzodzenia oraz na okolice powiek i na oczy, w przypadku stanów zapalnych tych okolic. Przypominam że na oczy można stosować jedynie sterylne preparaty kupione w aptece / sklepie zielarskim. 
Roślina ma działanie kojące, pomoże przy poparzeniach słonecznych czy podrażnieniu skóry przez inne chwasty. Warto zwrócić uwagę na jego delikatne działanie ściągające. 
Przydaje się w przypadku cery naczynkowej, ze skłonnością do przekrwień.
Stosuje się go także na skórę głowy, ze względu na działanie przeciwłupieżowe.
Kosmetyki z chabrem są dostępne w ofercie wielu firm. Oczywiście ze swojej strony polecam firmy oferujące naturalne produkty, z minimalną ilością parabenów i konserwantów. Osoby które chcą pobawić się w robienie własnych kosmetyków, mogą pokusić się o zakup hydrolatu z chabra, który dodaje się następnie do innych składników. 

Jak jeszcze wykorzystuje się chabry?

Chaber bławatek to kwiat jadalny, jednocześnie będący naturalnym barwnikiem. Dodaje się go między innymi do alkoholu i syropów. 
Dobrze komponuje się ze słodkimi potrawami oraz sałatkami, stanowiąc element dekoracyjny. Można dodawać je do naleśników czy racuchów. 
Kiedy pracowałem w zielarni w Lublinie miałem okazję przekonać się, że chaber jest dodatkiem do wielu herbat smakowych (zarówno zielonych jak i czarnych), nadając takiej mieszance niesamowitego wyglądu. Roślina raczej nie wpływa na zapach, w smaku są korzenne, słodko pikantne. 


Ze względu na intensywny kolor, chabry wykorzystywano i dalej wykorzystuje się do produkcji barwników. 
Są także bardzo lubiane przez pszczoły. Nigdy nie spotkałem się z miodem chabrowym, w internecie można znaleźć informację, że zawiera on bardzo dużo przeciwbakteryjnego i przeciwgrzybiczego lizozymu. Miód bławatkowy ma dość silny aromat i delikatny, gorzki posmak. Badania wykazały, że niszczy on bakterię salmonelli, oraz może hamować rozwój wirusa HIV-1. 
Podsumowując - chaber jest dla mnie skromną, bardzo ładną rośliną o delikatnym działaniu na organizm człowieka. Bukiet tych roślin na pewno wpłynie korzystnie także na dobre samopoczucie.
Pozdrawiam


Dlaczego opieram się modzie na smart

$
0
0

Ostatnio pomyślałem sobie, że żyjemy obecnie w najlepszych możliwych czasach. Bezrobocie jest bardzo niskie, jedzenie - dość tanie (chociaż drożeje), każda w miarę ogarnięta osoba może żyć na własnych zasadach. Jeszcze 20 lat temu nie było to normą. Zauważ jednak jedną rzecz - jak mało potrzeba, aby wprowadzić całkowity zamęt w naszym życiu. Jakiś rok temu w wynajmowanym mieszkaniu miałem awarię wody, która trwała około jeden dzień. Wtedy dopiero przypomniałem sobie, jak komfortowa jest nasza codzienność, jak bardzo ułatwiają życie taki rzeczy do których przywykliśmy, jak woda w kranie i działająca spłuczka w toalecie. Podobno najgorszą rzeczą jaka może się obecnie wydarzyć jest awaria internetu, co pokazuje nam, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od bycia online.

Pamiętam jak jakieś 10 lat temu zaczynałem życie zawodowe i mieszkałem przez półtora roku w Zamościu. Kilka miesięcy tego czasu nie miałem nawet komputera, a cały ten czas nie korzystałem z sieci. Wydaje mi się, że czułem się wtedy znacznie lepiej niż obecnie, gdy internet jest rozpowszechniony i na każdym kroku “ułatwia nam życie”. 3 lata temu byłem na projekcie za granicą i wtedy też miałem bardzo ograniczony dostęp do sieci. Ten okres był chyba najbardziej produktywny pod względem nauki. Podobną efektywność uczenia się miałem chyba tylko w liceum, kiedy nie miałem nawet komputera. Tak moi drodzy - komputery, komórki i inny sprzęt podłączony do sieci psuje naszą zdolność do skupienia.

Pomału przechodzimy do clue tego wpisu. Rok temu kupowałem mieszkanie, w standardzie którego jest pakiet smart dom. Sprzedawca tłumaczył mi jak bardzo ułatwia to życie, ponieważ można na przykład wyłączyć światło za pomocą komórki, zamiast wstawać z łóżka. Pomyślałem sobie wtedy o jednym - jak bardzo potrafią być awaryjne tego typu systemy. Na popularnym portalu aukcyjnym pojawia się mnóstwo nowych zestawów smart dom, które ludzie wyprzedają dlatego, że ich nie chcą.

Czy funkcje smart mogą utrudniać nam życie

Moim zdaniem - są one głównym czynnikiem który je utrudnia. Weźmy na przykład zwykłą żarówkę i porównajmy ją ze smart żarówką. Zwykła żarówka świeci dopóki się nie wypali. Żeby zapalić smart żarówkę, trzeba podłączyć ją do internetu, wsadzić w specjalną, droższą oprawkę smart oraz zainstalować na telefonie aplikację do zarządzania tym wszystkim. W domu jest mnóstwo wystarczająco mądrych urządzeń, które ułatwiają nam życie. Weźmy taki termostat - nastawiamy go na jakąś temperaturę i następnie cieszymy się z komfortu termicznego. Zepsuć może się najwyżej blaszka z bimetalu. Gdy mamy termostat smart jest podobnie jak przy żarówce, potencjalnych punktów awarii jest mnóstwo.

Teraz wracamy do tezy z początku wpisu - akcesoria smart, które wymagają do działania internetu, aktualizacji i aplikacji mogą łatwo sprawić że nasze życie stanie się mniej komfortowe niż było bez nich. Wyobraź sobie, że aplikacja się psuje i ustawia termostat na 30 stopni lub żarówka smart nie łączy się z aplikacją i nie masz w domu światła. Te negatywne scenariusze nie biorę sobie z kosmosu tylko z opinii osób korzystających z systemów smart.

Dlaczego nie chcę smartzegarka

Kilka razy we wpisach na tym blogu podkreślałem że wykazuje dość niezdrowe zainteresowanie zegarkami. Smartzegarki mogą być pomocne? - przyjrzyjmy się funkcjom jakie ma Apple Watch:

  • pomiar tlenu we krwi
  • ekg
  • powiadomienie o arytmii
  • powiadomienie o zbyt niskim tętnie
  • śledzenie czasu snu

Jako osoba z poważną wadą serca zastanawiam się - po co to wszystko, skoro kardiolog w takim przypadku jak mój uważa za konieczne wykonywanie podobnych badań raz na 2 lata (Holter).

A może taki zegarek pomoże mi w częstszym uprawianiu sportu? Nie sądzę, ponieważ jest to kolejna rzecz o której trzeba pamiętać zanim pójdziemy na trening. Dziwi mnie obecny hype na akcesoria treningowe, ponieważ znacznie łatwiej jest po prostu założyć na nadgarstek jakieś sportowe Casio i wykonać kilka kółek wokół jakiegoś obiektu, mierząc interwały lub całościowy wynik. No ale wtedy nie możemy pochwalić się wynikiem przed znajomymi.

Aha, smartzegarek to kolejna rzecz którą trzeba konfigurować, ładować, podłączać do sieci, szukać na forach informacji dlaczego coś w nim nie działa.

 Pomijam fakt, że smartzegarki są zaprojektowane tak, aby kupować nowe co roku. Albo ten, że Apple Watch “wynalazł pasek na nowo” i nie pasują do niego normalne tanie paski od zegarków. Albo ten, że większość wersji jest wykonana z aluminium, czyli metalu który prawie nie pojawia się w normalnych zegarkach, ponieważ lekkie zegarki są robione z tytanu. Tytanowy Apple watch jest przedstawiany przez firmę jako niezwykła opcja premium, tymczasem inni producenci (Lorus, Casio) są w stanie zrobić zegarek z tytanu za 300 pln.

Aha, wybór droższej wersji ze stali też nie ma sensu, ponieważ zegarek i tak trzeba wymienić co około dwa lata. Zwykłe zegarki mają tutaj gigantyczną przewagę, ponieważ … nie są smart. Zwykły zegarek w cenie zegarka Apple będzie nam służył aż się znudzi, a wtedy możemy go sprzedać. Apple Watch po 3 latach jest tylko elektrośmieciem.

Kluczowym czynnikiem który decyduje u mnie o tym, że nigdy nie będę miał smartzegarka jest to, że to kolejny badziew przez który trudniej skupić się na pracy.

Napisz w komentarzu co sądzisz o postępującej smart rewolucji.

Guma do żucia - produktów wywodzący się ze starożytnej Grecji

$
0
0
Wydawałoby się, że guma do żucia to produkt współczesny, związany silnie z USA. Jej historia zaczyna znacznie wcześniej, bo już w starożytnej Grecji.

Guma mastyksowa

Żucie różnych produktów towarzyszyło wielu kulturom. Majowie żuli sok z drzewa sapodilla, natomiast Grecy od zawsze używali lentyszku.
Pochodząca z Grecji (a obecnie rozpowszechniona w całym basenie Morza Śródziemnego) roślina pistacja kleista (lentyszek) wydziela żywicę o pięknym zapachu, którą nazywa się mastyksem. Grecy używają ją jako naturalną gumę do żucia oraz dodają ją do produktów higienicznych. Aromatyzuje się nią także alkohole oraz pasty do zębów. Wykorzystuje się także lepiące właściwości żywicy, dodając ją do plastrów na rany czy mas dentystycznych.
Aby uzyskać jak największą wydajność, lentyszek jest hodowany w odpowiednio nawożonych gajach.
Przed rozpoczęciem żucia mastyksu należy oczyścić jamę ustną. Następnie do ust wkładamy kawałek żywicy (która jest początkowo twarda) i czekamy aż wchłonie trochę śliny, co umożliwia jej normalne żucie.
Guma mastyksowa ma szereg pozytywnych właściwości - oczyszcza jamę ustną, poprawia trawienie oraz wspiera walkę z Helicobacter pylori. Żucie gumy redukuje także stres.

Guma do żucia jaką znamy obecnie

W 1848 roku John Curtis zaczął sprzedawać gumę do żucia produkowaną z żywicy świerkowej. Była dość gorzka, jednak miała szereg pozytywnych działań - między innymi odkażała jamę ustną . Zapożyczył swój pomysł od Indian i wyrabiał ją początkowo w domu, a następnie założył fabrykę. Guma początkowo nie sprzedawała się zbyt dobrze, ponieważ konsumenci nie wiedzieli wtedy jeszcze, że mają potrzebę kupowania gumy do żucia. Podobna sytuacja zachodziła w tym czasie przy wprowadzaniu na rynek wielu produktów, na przykład pasty do zębów.
W promocji pomógł William Wrigley.
Pierwszy komercyjny produkt, niemal nie różniący się od gumy, którą znamy dzisiaj, został opracowany przez właśnie Williama Wrigleya w 1893 roku. Była to oczywiście guma Wrigley. Wyróżniała się od pozostałych gum do żucia dostępnych wtedy na rynku tym, że można było z niej robić balony. Ciekawostka - pierwsza pasta do zębów w tubce weszła do sprzedaży 16 lat po rozpoczęciu sprzedaży gumy do żucia Wrigley
Podczas II wojny światowej stworzono nowy, kryzysowy przepis na gumę do żucia, co przyczyniło się paradoksalnie do jej dzisiejszej popularności. Zamiast cukru zaczęto dodawać do niej sorbitol, substancję o działaniu przeciwbakteryjnym i chroniącym jamę ustną. Tak powstała guma Orbit.

Guma do żucia jako sposób podawania leków

Ten produkt jest dobrym sposobem podawania leków wchłaniających się w jamie ustnej. W formie gumy do żucia podaje się między innymi:
  • leki na chorobę lokomocyjną
  • nikotynę dla osób chcących odstawić papierosy (pierwszy lek w formie gumy do żucia, wprowadzony w 1978 roku)
  • preparaty na odchudzanie zawierające chrom
  • leki na astmę
  • leki na potencję
  • preparaty z kofeiną i guaraną
  • środki na nadkwasotę
  • preparaty zawierające DHA

Czy warto kupować gumę do żucia?

Zdania dotyczące wpływu gumy do żucia na stan naszego zdrowia wśród lekarzy są podzielone. Z jednej strony, bezcukrowa guma pozwala oczyścić jamę ustną i zwiększa wydzielanie śliny, dzięki czemu łatwiej jest chronić się na przykład od próchnicy. W ten sposób przywracamy prawidłowe pH w jamie ustnej.
Moim zdaniem ciągłe żucie gumy może mieć negatywne skutki. Ciągłe żucie może prowadzić do nieprawidłowego rozwoju mięśni szczęki, zwłaszcza jeśli żujemy ciągle tą samą stroną. Podczas żucia może dochodzić do połykania powietrza, co nasila wzdęcia czy objawy zespołu jelita drażliwego. Niektóre gumy mogą zawierać substancje, które powodują uszkodzenie szkliwa. Nawet bezcukrowe gumy do żucia zawierają słodziki, które nie są przecież obojętne dla naszego zdrowia. Słodziki mogą na przykład zwiększać uczucie głodu. Ten sam objaw wywołuje u niektórych osób miętowy smak gumy do żucia. Trudno jest określić jednoznacznie co zawiera baza komercyjnie sprzedawanych gum do żucia - według niektórych źródeł te substancje mogą być powiązane ze zwiększonym ryzykiem występowania nowotworów.
W sieci znalazłem informację, że częste żucie wpływa na uwalnianie rtęci z plomb amalgamatowych.
Większość osób kupuje gumy do żucia dlatego, że obawiają się nieświeżego oddechu. Nie jest to do końca rozsądne działanie, ponieważ w ten sposób jedynie maskujemy objawy dolegliwości. Nieświeży oddech może być spowodowany na przykład dolegliwościami układu pokarmowego, chorobami dziąseł czy psującym się zębem.
U niektórych osób (zwykle u nastolatków), częste żucie może wiązać się z bólami głowy. Często podkreśla się, że guma do żucia może zniechęcać nas do jedzenia owoców i warzyw, ponieważ mocno zmienia ona odczucia ich smaku.
Podsumowując - wydaje mi się, że lepiej jest żuć gumę od czasu do czasu, jednocześnie mając na uwadze, czy nie staje się to naszym negatywnym nawykiem. Upewnijmy się także co do składu naszej ulubionej gumy do żucia i zwróćmy uwagę, czy nie zawiera potencjalnie szkodliwych substancji.



Mindfulness, uważność, medytacja - jak wpływają na życie

$
0
0
Zacznę ten artykuł od bardzo ogólnego podsumowanie jak wygląda życie człowieka. Rządzą nami takie uczucia, jak:
  • Chęć posiadania i imponowania innym.
  • Potrzeba bezpieczeństwa, przez którą możemy tkwić na przykład w złym związku lub w pracy bez przyszłości.
  • Potrzeba przeżywania emocji, która angażuje nas w wiele niepotrzebnych, a często szkodliwych działań.
  • Poczucie presji społecznej, zastanawianie się co wypada, a co nie, co znowu prowadzi do robienia rzeczy które mogą być dla nas złe, ale stawiają nas w lepszym świetle. Przykładowo, polską tradycją jest jeżdżenie na wesela do wszystkich znajomych i rodziny.
  • Stres, lęk o przyszłość, ciągłe zamartwianie się - przyczyna wielu chorób
  • Chęć odreagowania na innych - wystarczy posłuchać na ulicy jak ludzie zwracają się do siebie, jakie złośliwości wtedy padają.
  • Obwinianie innych osób o swoje niepowodzenia, a jednocześnie myślenie, że prawa natury (na przykład dotyczące zdrowego stylu życia) nas nie dotyczą
  • Chęć bycia ekspertem w każdej dziedzinie, oprócz tych które od razu przekładają się na poprawę naszego życia.
Ponoć 90% zachowań człowieka jest nawykowe. Gdy otrzymujemy to czego chcieliśmy, jesteśmy zadowoleni. Jeśli coś idzie nie tak, reagujemy negatywnie - krzyczymy, obrażamy innych lub obwiniamy siebie. Większość dorosłych osób żyje z dnia na dzień, od kryzysu do kryzysu. Jeśli ktoś nam doradzi, by zmienić tryb życia, to mówimy wtedy - A co ty tam p…, ja jestem najmądrzejszy i wiem swoje. Błędne koło kręci się dalej, a my miotamy się, bo nie wiemy, dlaczego raz po raz wpadamy w te same problemy. Ciągle przepływają przez nas te same myśli. Ciągle czujemy te same impulsy.

Czym jest mindfulness

Rozwój osobisty nie ma dzisiaj zbyt dobrej opinii. Może Ci się wydawać że mindfulness to kolejny “chłit marketingowy”, stworzony by wyciągnąć kasę. Kolejny Sekret. Moim zdaniem tak nie jest.

W dużym skrócie, mindfulness to bycie tu i teraz. Zauważanie i nie osądzanie tego, co przeżywamy. Zastanawianie się nad tym, co i dlaczego robimy. Dostrzeganie impulsów, które niszczą nasze życie.

Jak wygląda taki impuls?

Przykładowo - jesteśmy w pracy i ktoś zrobił coś nie po naszej myśli. Jeśli jesteśmy tacy, jak większość ludzi, czyli mamy w sobie mało pokory, pojawi się w naszej głowie myśl - impuls - trzeba zjechać współpracownika od góry do dołu. Jednak jeśli zauważymy te nasze emocje, możemy wyjaśnić sytuację w normalny sposób.

Skoro większość naszego życia jest nawykowa, to mindfulness pozwala nam wychwycić złe nawyki. Wiele osób je przed komputerem lub telewizorem, pochłaniając jedzenie i nawet nie myśląc o tym, co jedzą. W ten sposób trudno nie zjeść za dużo. Jeśli jednak skupimy się na tym co jemy, zjemy mniej i szybciej poczujemy sytość. Co więcej, obserwowanie siebie może pomóc nam wychwycić impuls do jedzenia za dużo i zapanować nad tym.

Możemy mieć też nawyk przerywania innym podczas rozmowy, przez co ludzie mniej chętnie z nami rozmawiają. Dotyczy to wielu innych aspektów życia - wszak jesteśmy ciągle miotani różnymi impulsami.

Medytacja w mindfulness

Medytacja to termin, wokół którego narosło mnóstwo mitów. Ja traktuję ją podobnie, jak opisał to Juval Noar Harari (cytuję z pamięci).

“Siedzę godzinę dziennie rano i wieczorem skupiając się na oddechu i obserwując swoje myśli. Dzięki temu mogę wrócić do świata, który zasypuje mnie milionami informacji”.

Medytacja polega wyłącznie na skupieniu się na jednym obiekcie (zwykle na oddechu) i odpuszczaniu sobie wszystkiego innego. Jest to bycie tu i teraz. Dlaczego to tak ważne? Bo jeśli prowadzimy zwykłe życie, to nasz umysł:
  • albo jest zasypywany bodźcami - zwykła wizyta w markecie to narażenie się na setki reklam
  • albo analizuje to co było / to co będzie.
Dodatkowo dziś żyjemy w taki sposób, że relacjonujemy całe nasze życie na Facebooku / TicTocku / Instagramie (niepotrzebne skreślić), co pochłania jeszcze więcej naszej uwagi. Chcemy robić kilka rzeczy na raz, przez co nie udaje nam się zrobić niczego.

Aha - istnieje również coś takiego jak medytacja chrześcijańska. Uważność warto zachowywać także w życiu codziennym, przy zwykłych czynnościach. Medytacja nie ma nic wspólnego z “odlotem”, wręcz przeciwnie. Istnieje coś takiego jak formalna medytacja, polegająca na siedzeniu i śledzeniu oddechu. Podczas niej łatwo jest zobaczyć, jak wiele myśli przychodzi nam do głowy i ile rzeczy nagle trzeba zrobić.

Jakie efekty daje medytacja?

Medytujemy nie po to by coś uzyskać, tylko po to, by odpuścić. - cytat z jednej z książek z Sasany.
Najpierw te efekty, które zauważyłem samodzielnie. Po około 2 latach niezbyt regularnej medytacji, zacząłem dostrzegać więcej rzeczy.
Przykładowo to, jak bardzo wkręcam się w różne rzeczy, które nie są mi do niczego potrzebne. Dzięki temu, mogę próbować odpuszczać sobie ich robienie. Mniej nawykowych działań, lepsze efekty.
Albo że większość ludzi reaguje nawykowo, bez zastanawiania się nad tym, jakie konsekwencje ma ich zachowanie. Wydaje mi się też, że potrafię się lepiej skupiać, a przynajmniej zauważać impulsy, które mnie rozpraszają i lepiej reagować na nie. Może wydawać się to dość niemęskie, ale medytacja pozwala także lepiej analizować to co czuję i jak reaguję. Dzięki medytacji można także lepiej docenić, to co się posiada i z czego można korzystać.

Co mówi medycyna?

Najsłynniejszą postacią związaną z badaniami wpływu medytacji jest John Kabat-Zinn. Jego badania wykazują, że MBSR (trening redukcji stresu oparty na uważności) wpływa na:
  • zmniejszenie stresu - a przecież stres to główna przyczyna dziesiątek chorób
  • zmniejszenie depresji i niepokoju
  • złagodzenie dolegliwości trawiennych
  • lepsze skupienie
  • łatwiejsze zasypianie
Podsumowując - moim zdaniem warto zarezerwować sobie kilka lub kilkanaście minut dziennie na bycie samemu ze sobą i medytację - czy to w formie buddyjskiej, czy MBSR, albo chrześcijańskiej. Pozdrawiam.

Barwniki do żywności - czy wszystkie są szkodliwe?

$
0
0
Otaczający nas świat można podzielić na 2 kategorie. Pierwszym są rzeczy naturalne, proste, na których nie zarabiają korporacje. Drugim - rzeczy sprzedawane w sklepach, nachalnie promowane i mocno nas uzależniające. Weźmy na przykład takie barwniki do żywności, substancje które w najlepszym przypadku są obojętne dla naszego organizmu, a przeważnie, nam szkodzą. Nadają żywności nienaturalne, żywe kolory tylko po to, by zwiększać sprzedaż.

W ciągu ostatnich 50 lat ilość przyjmowanych przez nas barwników do żywności wzrosła o 500%, a największymi konsumentami tych substancji są dzieci.

Czym są barwniki do żywności?

To substancje nadające żywności nienaturalny kolor. Stosuje się je od wieków, początkowo jednak nie stanowiły one problemu, ponieważ powstawały z naturalnych, często zdrowych produktów. Barwnikami można określić takie produkty jak kurkuma, czerwona papryka, szafran. Przemysł żywnościowy nie stoi jednak w miejscu i z czasem zaczęto wymyślać barwniki tańsze niż naturalne, oferujące mocniejsze i ciekawsze kolory.
Barwniki do żywności zajmują na liście E miejsca od E100 do E199.
Dzielimy je na trzy grupy:

Barwniki naturalne

Pozyskiwane z produktów pochodzenia zwierzęcego i roślinnego, a także powstałe w wyniku reakcji chemicznych. Niektóre z nich nie budzą niepokoju - jak na przykład karotenoidy, antocyjany czy chlorofile stosowane w umiarze mają pozytywny wpływ na organizm. Nie zawsze jednak jest tak różowo i na liście E znajdziemy dość obrzydliwe substancje.
Kiełbasa chorizo - bardzo często barwiono koszenilą

E120 to koszenila, powstająca ze zmielonych owadów dactylopius coccus (czerwiec kaktusowy). Zmiana przepisów dotyczących barwników, która nastąpiła po wejściu Polski do UE zezwoliła na stosowanie tego barwnika na przykład w kiełbasach chorizo.
Substancja może zawierać zanieczyszczenia, powodujące dolegliwości alergiczne - od kataru, po wstrząs anafilaktyczny.
Karmel siarczynowy czy amoniakalny?

E150 - Karmel - dodaje się go na przykład do Coli, sosu sojowego, piwa, ciemnego pieczywa czy różnego rodzaju mięs. Pyszny smak i apetyczny kolor karmelu kryje jednak nieprzyjemne substancje, które wpływają niekorzystnie na wątrobę, zdolność do skupienia oraz pracę układu pokarmowego. Jeszcze groźniejsze są odmiany karmelu - siarczynowy, amoniakalny i amoniakalno-siarczynowy.

E161g - Kantaksantyna - różowy barwnik, który pozyskuje się z piór flamingów (!) oraz z beta-karotenu. Nie wolno go używać w niektórych krajach świata. Wikipedia podaje, że przyjmowanie tej substancji w tabletkach przyspieszających opalanie, może być powodem ślepoty.

Barwniki identyczne z naturalnymi

Kiedyś mówiono o nich znacznie częściej w kontekście negatywnym. Barwniki tego typu mają identyczną strukturę jak naturalne, ale są syntetyzowane w procesach chemicznych.

Sztuczne barwniki

Można brutalnie powiedzieć, że to “czysta chemia”. Przedstawiam kilka najgroźniejszych barwników:

E102 - Tartarazyna - żółty barwnik stosowany powszechnie do barwienia napojów, makaronów, chipsów, gum do żucia i kosmetyków. Może powodować uczulenia oraz mieć negatywny wpływ na uwagę i skupienie u dzieci.

E171 - Tlenek tytanu - biały barwnik stosowany na przykład w przemyśle cukrowym. Zakazany we Francji z uwagi na to, że nie udowodniono bezpieczeństwa jego stosowania.

E173 - Aluminium - nikt dzisiaj nie używa naczyń czy sztućców z tego metalu, natomiast stanowi on powszechny dodatek do żywności. Oskarża się go o przyśpieszenie rozwoju choroby Alzheimera, problemy z nerkami oraz problemy z układem krwionośnym.

E127 - erytrozyna - dodawana do konserw, osłonek kiełbas (tych pięknie wybarwnionych na wiśniowy kolor), ciast w proszku. Tak, jak inne barwniki azowe, może powodować szereg problemów zdrowotnych - od ADHD do niepłodności.

Nie chcę tutaj opisywać wszystkich barwników, ponieważ jest to temat na całą książkę. Ważne jest to, że w większości barwniki w zbyt dużych ilościach mają negatywne działanie na organizm.  
Świeże mięso, czy odpowiednia dawka barwników?

Barwienie mięsa

Ten temat jest ciekawy, ponieważ gdy widzimy piękny, czerwony kawałek mięsa to wydaje się nam, że jest on świeży. Tymczasem do barwienia mięsa używa się między innymi koszenilę, betaninę (z buraka czerwonego) oraz czerwoną paprykę. Świadomy konsument szybko skapuje się, że nieuczciwy sprzedawca może sprzedawać wyroby nie pierwszej świeżości jako świeże, ponieważ wyglądają one ładnie dzięki barwnikom.

ADHD a barwniki

Większość barwników wydaje się mieć negatywny wpływ na skupienie u dzieci. Prowadzono badania nad dietą eliminacyjną, które wykazały, że dzieci, które przestały jeść produkty zawierające barwniki i konserwanty, miały potem lepsze wyniki w szkole i mogły się lepiej skupić.

Podsumowanie

Bezpieczeństwo stosowania barwników do żywności jest kwestią bardzo kontrowersyjną. Niektóre kraje zakazują stosowania pewnych barwników, ze względu na brak dowodów o ich bezpieczeństwie stosowania. Jeśli chcemy uniknąć narażania się na barwniki spożywcze, zastosujmy się do kilku prostych zasad:
  • kupujmy jak najmniej przetworzone produkty spożywcze, omijając wszelkiego rodzaju “dania w proszku”.
  • czytajmy etykiety i sprawdzajmy jakie “witaminy z grupy E” znajdują się w produkcie
  • jeśli lubimy jakieś produkty, które zawierają barwniki, jedzmy je w małych ilościach i jak najrzadziej.
  • bądźmy świadomi tego, że niektóre barwniki raczej nie powinny być szkodliwe i występują naturalnie w owocach i warzywach

Wrotycz, czyli lekarstwo gorsze od choroby

$
0
0

 
W lipcu tego roku zauważyłem w kilku miejscach na warszawskim Służewcu sympatyczne żółte rośliny z liśćmi przypominającymi piołun i pachnące kamforą. Wrotycz miał przed laty mnóstwo zastosowań, natomiast obecnie jest „ziołem wyklętym”, uznawanym za niebezpieczne i silnie działające. Stanowczo odradzam próby spożywania takich ziół na własną rękę, a działanie wrotyczu chciałbym opisać w kontekście historycznym oraz jego zastosowań w gospodarstwie domowym. Wrotycz jest rośliną trującą, wydzielającą duże ilości olejków eterycznych, w tym tujonu. 

Zawiera także takie składniki, jak: kamfora, cyneol, alfa-pinen, flawonoidy i laktony seskwiterpenowe o gorzkim smaku.

Dawka lecznicza (o ile można mówić o niej, ponieważ brakuje badań) tych substancji jest prawie taka sama, jak dawka szkodząca człowiekowi, dlatego wrotycz nie jest sprzedawany w Unii Europejskiej do mieszanek stosowany do wewnątrz.

Co sądzę o tym zakazie? Moim zdaniem, gdy chodzi o zioła silnie działające, może dojść do tragedii. Ponieważ wrotycz nie jest sprzedawany, nie ma możliwości na przykład dotarcia do surowca o oznaczonej zawartości substancji aktywnych, co czyni go jeszcze bardziej niebezpiecznym.

Z tych powodów, jeśli chcemy stosować wrotycz, to skorzystajmy z jego właściwości odstraszających owady i nie eksperymentujmy z nim na inne sposoby. Podobne, ale bezpieczniejsze działanie posiada piołun, szałwia oraz wiele innych ziół nie budzących takich kontrowersji. Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Tak, jak wiele innych roślin z rodziny astrowatych, wrotycz może powodować alergie skórne.

Chrysolina graminis - chrząszcz żerujący na wrotyczu

Jak podaje angielska Wikipedia, jednym z niewielu owadów który żeruje na wrotyczu jest Chrysolina graminis, ślicznie ubarwiony żuczek, którego wielokrotnie widziałem na nadbużańskich łąkach.

W sklepach zielarskich znajdziesz preparat produkowany przez krakowski Herbapol Artemisol, który stosuje się na wszawicę. Na pudełeczku znajduje się wizerunek wrotyczu.

Jak stosowano wrotycz?

Roślinę stosowano w leczeniu pasożytów, takich jak glisty i owsiki. W niewielkich dawkach podawano go w celu poprawy funkcjonowania kobiecego układu płciowego. Używano go także jako środek poronny.

Kompleks substancji zawartych we wrotyczu, niszczy bakterie, robaki i grzyby, może mieć wpływ na serce, układ pokarmowy i metabolizm. Stosowano go na skórę w celu walki ze wszami i świerzbowcami.

Wrotycz był tradycyjnie stosowany jako środek odstraszający owady. Dziś można kupić nawet opryski zawierające to zioło jako główny składnik aktywny. W XIX wieku robiono z niego wieńce pogrzebowe lub wrzucano go do trumien. W Anglii był wtedy jednoznacznie kojarzony ze śmiercią.


Używano go także do przechowywania żywności – liśćmi nacierano mięso, co przedłużało jego przydatność do spożycia. Wkładano go do butów, by zapobiegać malarii i innym formom gorączki.

Dodawano go także do potraw, podobnie jak rozmaryn. Ponieważ jest to bliski krewniak piołunu, wrotycz stanowił dodatek do napojów alkoholowych w stylu absyntu. To jedno z najgorszych zastosowań, ponieważ tujon rozpuszcza się w alkoholu i jest wtedy najbardziej trujący. Alkohole zawierające tujon są bardziej uzależniające i powodują dodatkowe dolegliwości związane z układem nerwowym. W Unii Europejskiej można sprzedawać alkohol zawierający nie więcej tujonu niż 10mg/l.

Z wrotyczu pozyskiwano też żółty barwnik.

Jego działanie docenili pszczelarze – może być dodawany do maszyn wytwarzających dym.

Naturalny środek ochrony roślin

Wrotycz charakterystycznie pachnie, a jego woń odstrasza wiele owadów. Olejek z wrotyczu stosuje się na ubrania, aby pozbyć się kleszczy i komarów. Jakiś czas temu pisałem o tym, jak walczyłem w Czechach z mrówkami, które zaatakowały moją kawalerkę. Być może gdybym zastosował wrotycz, nie musiałbym sięgać po chemiczne preparaty. Mrówki omijają wrotycz szerokim łukiem. Roślina odstrasza także mole. Można ją dodać do kwiatowego potpourri.

Na działce można zastosować oprysk z wrotyczu przeciwko takim owadom, jak:

  • mszyce
  • gąsienice bielinka (podobno ten motyl występuje coraz rzadziej)
  • pędraki
  • opuchlaki
  • drutowce
  • stonka ziemniaczana

Preparaty zawierające wrotycz mogą być stosowane do produkcji w rolnictwie ekologicznym. Jeśli hodujesz na przykład ogórki, dynie lub róże, wrotycz będzie dobrą rośliną towarzyszącą. Należy jednak pilnować by zbytnio się nie rozrósł.



Metoda spaced repetition (powtórki w interwałach) w praktyce, czyli jak zapamiętać wszystko

$
0
0

Uwaga – jeśli Twoim mottem życiowym jest „to mi się do niczego nie przyda”, nie czytaj dalej :).

Jedną z najważniejszych zasad sterujących naszym życiem jest to, że jeśli jakaś umiejętność jest nieużywana, to zanika. Mogę podać kilka przykładów ze swojego życia:




  • Potrafię zidentyfikować kilka roślin dziko rosnących w okolicy, natomiast pozostałe rozpoznaję jedynie ogólnikowo

  • Gdy przez kilka czas nie używałem angielskiego po szkole, trudno było mi czytać książki w tym języku. Gdy zacząłem czytać je codziennie na Kindle, z czasem rozpoznawałem wyrazy coraz lepiej i teraz mogę czytać płynnie

  • Nie pamiętam treści większości książek które przeczytałem jeden raz, bardzo dobrze za to pamiętam kilka książek, które przeczytałem wiele razy

Byłem szczególnie zawiedziony zwłaszcza tym ostatnim faktem. Przykładowo – czytam książkę na temat programowania i za pół roku nic mi z niej nie zostaje w pamięci. Próbowałem z tym walczyć na przykład przez notowanie i powracanie do tematu, jednak zwykle traciłem do tego zapał po kilku dniach.

Ponad rok temu odkryłem metodę o nazwie spaced repetition, która rozwiązuje ten problem.

Na czym polegają powtórki w interwałach?

Na pewno kojarzysz metodę fiszek – gdy chcesz nauczyć się nowej rzeczy, notujesz na karteczce nazwę tego pojęcia, a z tyłu, definicję. Codziennie przeglądasz swoją talię fiszek odpowiadając na pytania.

Program Anki to przeniesienie tej metody do komputera w taki sposób, by jak najefektywniej wykorzystać procesy zapamiętywania.

U mnie wygląda to tak:

  1. Podczas czytania książki po angielsku znajduję nieznane pojęcie, np. atrocious- okropny

  2. Wpisuję to pojęcie do programu jako nową kartę

  3. O wybranej porze rozpoczynam powtórki. Program pokazuje mi definicję atrocious i muszę na nią odpowiedzieć.

  4. Jeśli odpowiedź jest prawidłowa, program zapyta nas o tą definicję zgodnie z krzywą zapamiętywania, czyli najpierw jutro, potem za kilka dni, kilka tygodni, kilka miesięcy. Jeśli odpowiedź jest nieprawidłowa, program zapyta o kartę znowu teraz i jutro. Gdy kartę już się nauczyliśmy i znowu źle odpowiemy, to program zaczyna ją pokazywać od nowa zgodnie z krzywą zapamiętywania.

  5. W aplikacji możemy tworzyć osobne talie na różne zagadnienia, dodawać odwrócone karty (gdzie pytanie pada o obydwie strony) itd.

  6. Przy wielu pytaniach zaglądam ponownie do definicji pojęć na przykład w słowniku online. Gdy jest mi trudno zapamiętać jakieś pojęcie, to na przykład dodaję je w kontekście. Zamiast samego słowa atrocious, wyszukuję w sieci zdania z tym słowem i dodaję je do programu.

  7. Karty dodajemy samodzielnie, nie tworzymy kart które mogą nam się nie przydać, nie kopiujemy cudzych talii.

Podgląd karty w Anki

Ćwicząc w ten sposób zapamiętujemy pojęcia znacznie lepiej, niż podczas normalnej nauki. Metoda pozwala na rozwój wiedzy z dowolnej dziedziny, na przykład programowania, matematyki i innych przedmiotów w szkole, czy nawet ziołolecznictwa, rozpoznawania roślin czy ptaków.

Fiszki stanowią także bazę wiedzy do której można sięgać w razie potrzeby.

Dane dotyczące utworzonych kart

Rok z ćwiczeniami w Anki – co to daje

W ciągu roku codziennej pracy z Anki, zrobiłem niecałe 3000 fiszek z angielskiego i połowę mniej z programowania. Codziennie na naukę przeznaczam około 30 – 40 minut rano, przed pracą.

Jeśli chodzi o język angielski to uświadomiłem sobie, że było mnóstwo słów, których znaczenia jedynie się domyślałem, a w rzeczywistości znaczyły co innego. Jednocześnie takie frazy często pojawiały się w materiałach które czytałem.Nauka z powtórkami pozwala oszczędzać czas przy późniejszym czytaniu. Często łapałem się na tym, że w tekście czy w nagraniu pojawiało się słowo którego się nauczyłem i miałem wtedy satysfakcję – ha, umiem to, wiem co to słowo znaczy.

Wydaje mi się, że dzięki fiszkom rozszerzyłem także polskie słownictwo. Raz na tydzień staram się zaglądać do Cambridge Dictionary i robić fiszki z wyrażeń pojawiających się na blogu tej strony.

Talia fiszek z programowaniem jest bardziej kłopotliwa, ponieważ bardzo szczegółowe notatki na temat jakiejś technologii mogą szybko okazać się nieprzydatne. Do swoich notatek w Anki wpisałem wiele rzeczy, które zawsze musiałem wyszukiwać w Google, dzięki czemu mogę pracować skuteczniej, bez tracenia kontekstu.


Fiszki będą świetne w przypadku nauki tych rzeczy, o które często padają pytania na rozmowach kwalifikacyjnych. W ogólnych dziedzinach wiedzy, możesz dzięki Anki ugruntować swoją wiedzę. Ta metoda jest świetna wtedy, gdy chcesz zgłębić jakąś dziedzinę wiedzy, która na pierwszy rzut oka wydaje się nie do ruszenia, ponieważ na przykład wymaga znajomości wielu definicji. Takim przykładem dla mnie jest matematyka, gdzie występuje mnóstwo symboli z alfabetu greckiego.

Nauka z fiszek to także intensywne ćwiczenie dla umysłu. Praca w ten sposób sprawia, że zaczynasz dostrzegać powiązania między różnymi pojęciami, tworzysz mentalne modele, abstrakcyjne pojęcia, na których możesz opierać następnie następne pojęcia. Wydaje mi się, że dzięki tej metodzie można osiągać więcej i stawać się lepszym w swojej dziedzinie.



Najczęstsze powody wycofywania produktów ze sklepów przez GIS

$
0
0

Raz na jakiś czas przeglądam komunikaty dotyczące produktów wycofanych ze sklepów decyzją Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego. W tym artykule przedstawię główne powody, dla których produkty są wycofywane.

Zawartość tlenku etylenu i jego pochodnymi– ta substancja jest wykorzystywana do odkażania żywności i przedmiotów. Jest bardzo trująca i powoduje szereg ostrych jak i przewlekłych dolegliwości. Skażenie może dotyczyć produktów spożywczych i suplementów diety, najczęściej komunikaty dotyczą lodów. Tą substancją odkażane są także przyprawy. Tlenek etylenu jest zakazany jako dodatek do potraw w Unii Europejskiej.

Skażenie bakteriami –może prowadzić do zarażenia. Z tego powodu, należy unikać kontaktu np. jajek z innymi powierzchniami. Sery, rybymogą być zakażone bakterią Listerii, jajka, mięso i wędliny, masło– Salmonelli. W przypadku produktów surowych należy zachowywać szczególną ostrożność – używać do ich krojenia osobnej deski do krojenia, lub dokładnie umyć deskę i nóż, przed przystąpieniem do krojenia produktów spożywanych na surowo. Skażenie salmonellą jest szczególnie podstępne w produktach które je się na surowo. Partie jajek są wycofywane ze sklepu także wtedy, gdy bakterie Salmonelli zostaną wykryte w kurniku.
Rzadziej występuje skażenie bakteriami E. coli, natomiast skażenie Salmonellą i Listerią są bardzo częste.

Pomyłka etykiet– przykładowo, w zakładzie może dojść do oklejenia partii piwa zawierającego alkohol etykietami piwa bezalkoholowego. Niektóre produkty są błędnie oznaczane jako „bez konserwantów”, a po kontroli okazuje się, że producent użył na przykład dwutlenku siarki. Ten problem często dotyczy owoców suszonych czy rodzynków. Na etykiecie może brakować też informacji o danym alergenie w języku polskim.

Zawartość glutenu w produktach bezglutenowych –to poważny problem dla osób z celiakią. Komunikaty GIS wskazują na to, że gluten może znajdować się zarówno w produktach z przekreślonym kłosem, jak i oznaczonych jako gluten free. Produkt zawierający gluten może też czasem zostać oznakowany etykietą produktu bezglutenowego.

Zanieczyszczenie alergenami –tutaj sytuacja podobna jak w przypadku glutenu. Na opakowaniu produktu powinna znajdować się informacja o tym, jakie potencjalne alergeny zawiera. Jeśli zostanie wykryte, że produkt zawiera na przykład gorczycę, a producent nie opisze tego na opakowaniu, partia może zostać wycofana.


Pestycydy– na przykład w kaszy gryczanej czy mrożonych warzywach.

Awarie i skażenie losowymi substancjami– czasem dochodzi do kontaktu produktów spożywczych na przykład z substancjami używanymi w chłodziarkach, co może prowadzić do zmiany ich smaku i koloru. W produktach w butelkach lub słoikach mogą znaleźć się okruchy szkła. Dość rzadkim problemem jest skażenie produktów ciałami obcymi, na przykład plastikiem. Inspekcja może wykryć także zawartość substancji co do których bezpieczeństwa nie ma aktualnie informacji.

Nieprawidłowe zabezpieczenie opakowania –jeśli dojdzie do rozszczelnienia opakowania, co zdarza się na przykład w przypadku puszek. Może to prowadzić do wycieku substancji, jak i pojawienia się pleśni.

Zawartość szkodników, owadów –niestety też się zdarza. Na marginesie dodam że ostatnio w gotowej mieszance sałat znalazłem poczwarkę motyla.

Migracja szkodliwych substancji do żywności– w przypadku naczyń wykonanych w nieprawidłowy sposób może dojść do przedostawania się niebezpiecznych substancji do żywności. Przykładowo, niedawno wycofano talerze zawierające ołów oraz kubki zawierające formaldehyd.

Skażenie benzopirenem– czasem zdarza się, że zawartość tej substancji przekracza dopuszczone normy. Benzopiren może mieć działanie rakotwórcze.

Nieprawidłowa zawartość estrów – problem dotyczy olejów, które zawierają zbyt dużo estrów glicydowych i innych. Estry powstają w procesie oczyszczania oleju, obecnie sprawdzane jest, w jaki sposób działają one na organizm człowieka. Ocenia się, że mogą mieć one działanie rakotwórcze.

Zawartość kannabinoidów– to bardzo ciekawe zjawisko. Obecnie pojawia się wiele produktów które mają nie zawierać THC (np. do palenia lub w formie oleju), a po kontroli okazuje się, że zawierały one narkotyk.

Niebezpieczeństwo zadławienia –producent musi prawidłowo oznakować produkty, które mogą utkwić w gardle dziecka ze względu na rozmiary i sposób przyjmowania. Czasem takiej informacji brakuje i produkt musi być wycofany ze sprzedaży. Dotyczy to szczególnie słodyczy w małych opakowaniach.

Zawartość leków w suplementach diety– tutaj ciekawostka, spotkałem się z informacją że suplement diety na potencję zawierał syldenafil, czyli główny składnik aktywny Viagry. Oczywiście ta substancja nie powinna się tam znaleźć.

Niektóre produkty mogą być wycofane z obrotu dlatego, że producent dokonał pomiarów określonych substancji na próbce archiwalnej.

Podsumowując – warto raz na jakiś czas zaglądać na listę produktów wycofanych. Często są one publikowane na stronach lokalnych. 


Jadalne kwiaty czyli piękno na talerzu i w filiżance

$
0
0

Ostatnio spędzam trochę więcej czasu na grupach facebookowych dotyczących rozpoznawania roślin i grzybów. Bardzo często pojawiają się tam wpisy, w których autor przedstawia jakąś roślinkę i zadaje sakramentalne pytanie – czy mogę to zjeść.Okazuje się, że w przypadku kwiatów, odpowiedź bardzo często brzmi – tak! Dla mnie często wydaje się to nieco dziwne, stanowi wręcz przełamanie tabu pokarmowego. Kwiaty zwykliśmy uważać jako coś do ozdoby, a jednak okazuje się, że nie ma problemów z dodawaniem ich do potraw.

Z jadalnymi kwiatami po raz pierwszy spotkałem się podczas pracy w zielarni, a dokładniej, sekcji z herbatami. Kwiaty i herbata stanowią świetne połączenie, herbata z płatkami kwiatów jest ładniejsza, a często także smaczniejsza.

Kwiaty w potrawach

Z Grecji wziął się zwyczaj jedzenia kwiatów cukinii usmażonych w głębokim tłuszczu. To niezbyt dietetyczne, ale bardzo smaczne danie. Gdy byłem dzieckiem, pomagałem rodzicom w zbieraniu kwiatów mniszka lekarskiegona „miód” z mniszka. Do dzisiaj pamiętam jego charakterystyczny smak.

Nasturcja zawiera te same substancje aktywne co rzeżucha i rukiew wodna, jadalne są jej kwiaty i liście.

Aksamitka ma kwiaty o cytrusowym smaku i zapachu. Nagietek warto dodawać do sałatek i herbat. Hyzop zawiera 1% olejku eterycznego, co sprawia, że wykorzystuje się go zarówno w przemyśle perfumeryjnym, jak i jako dodatek do potraw.

Bławatek jest często dodawany do herbat – w połączeniu z nagietkiem, nadaje niesamowitych kolorów.


Rumianek – można go zjeść lub zaparzyć z niego herbatkę. Jak większa kopia rumianku wygląda kolejna roślina, której kwiaty są jadalne, czyli złocień. Nieco podobnie wygląda również jadalna stokrotka, natomiast jaskier, który znajdziesz zwykle na tej samej łące co rumianek i stokrotkę, jest trujący.

Smak ogórecznika jest nieco podobny do ogórka (jak nazwa wskazuje). Czarnuszkarosnąca w naturalnym środowisku będzie dość rzadkim znaleziskiem, jednak jej niebieskie kwiaty sprawdzą się równie dobrze w herbacie, jak i w bukiecie.

Jeśli mieszkasz w okolicach gdzie występuje mięta, lub trzymasz ją w ogródku, możesz wykorzystać zarówno jej liście, jak i kwiaty.

Płatki słonecznikazwykle mają smutny los – są po prostu wyrzucane, ponieważ bardziej jesteśmy zainteresowani jego ziarnami. Niesłusznie – można dodawać je do herbat, a nawet zaparzać samodzielnie.


Kolejną rośliną o jadalnych kwiatach jest lawenda. Posiada ona szereg właściwości leczniczych, z których najbardziej wyróżnia się działanie uspokajające. Lawenda ma też działanie przeciwbakteryjne. Standardowo używa się jedną łyżeczkę lawendy na szklankę wody, ale ciekawszym rozwiązaniem będzie dodanie jej do mieszanki innych ziół.

Malwy kojarzą mi się z wiejskim krajobrazem. Kwiaty malwy zawierają śluz, dlatego warto je spożywać gdy mamy podrażnione gardło.

Kwiat hibiskusa natomiast to chyba najczęstszy dodatek do różnych mieszanek herbat dostępnych w niskiej cenie. Bardzo często zdarza się tak, że producent oferuje herbatę ziołową np. z róży, a w składzie zawiera ona jedynie kilka procent tego składnika, a reszta to hibiskus.

Kwiat czarnego bzu– to bogactwo flawonoidów i olejków eterycznych. Stosuje się go najczęściej w przypadku przeziębienia. Świeże owoce bzu są natomiast trujące.

Jadalne są też kwiaty wielu drzew owocowych – pigwy, bergamotki, jabłoni, gruszy. Kwiat lipy jest znany z miodowego aromatu oraz działania napotnego. Kwiaty akacji są jadalne, natomiast pozostałe części tej rośliny już nie.

Kwiat róży

Z kwiatów różypowstaje moim zdaniem najpyszniejsza konfitura.

Ciekawostka – istnieje niemiecki ser Baldauf, który wyróżnia się tym, że obtoczony w mieszance kwiatów i liści.

Uwaga – można jeść jedynie kwiaty z roślin uprawianych w zdrowy, naturalny sposób. Rośliny które mocno nawozimy, były kupione w sklepie ogrodniczym lub rosnące w zanieczyszczonym środowisku, raczej powinny cieszyć jedynie nasze oczy. Jeśli masz wątpliwości co do gatunku rośliny, nie zbieraj jej kwiatów. Nie wolno także zbierać roślin chronionych oraz tych, które rosną w pobliżu pól uprawnych.

Jeśli po wypiciu herbaty zawierającej zioła zauważymy u siebie reakcję alergiczną, należy natychmiast zaprzestać kontynuowania jej picia. Najlepiej jest zaczynać od małych ilości.

Większość kwiatów wymienionych w tym artykule można kupić w niskiej cenie w sklepie zielarskim. Nawet niewielka paczka 50 gramów wystarczy na wiele użyć.

Istnieje też wiele roślin o trujących kwiatach, takich jak barwinek, irys, jaskier, żonkil czy konwalia. 

Pozdrawiam

Lekcje skupienia - kilka przydatnych technik

$
0
0
Laserowe skupienie

Gdy 15 lat temu uczyłem się do matury, świat był inny. Wystarczyło przygotować sobie kilka książek, usiąść wieczorem przy stole i po prostu się uczyć. Dziś gdy próbuję usiąść do czegoś, życie nagle zaczyna przypominać sceny z Dnia Świra.
* Dzwoni telefon i ktoś sprzedaje mi fotowoltaikę
* Przychodzi powiadomienie o zmianie regulaminu portalu z którego wcale nie korzystam
* Pojawia się chęć na robienie czegoś innego – sprawdzenie Facebooka, YouTube, strony na której gra się w szachy.
* Pojawia się myśl – może tylko sprawdzę rzecz X, a następnie po 2 godzinach przeglądam strony na które wcale nie chciałem wchodzić.
* Zaczynam odwlekać rozpoczęcie nauki, bo nagle trzeba np. posprzątać w mieszkaniu
Czytanie książek stało się dziś nieatrakcyjne, tak samo jak skupione przerabianie kursów, spokojne zrobienie sobie kawy czy wyjście do toalety bez smartfona, albo spacer bez muzyki. Coś popsuło nasze skupienie. Jednocześnie, ciągle jesteśmy zdenerwowani tym, że za mało udało się nam zrobić.
Mózg człowieka ma ograniczone zasoby, podobno w idealnych warunkach można skupić się w pełni na 4.5h, a zwykle jest to czas od 1.5 do 3h. W tym artykule postaram się przedstawić kilka najważniejszych technik na poprawę skupienia i wydajności pracy.

Bolesne oczekiwanie

Jedną z rzeczy, która bardzo obciąża naszą psychikę, jest oczekiwanie. Wyobraź sobie, że napisałeś do kogoś sms i czekasz na odpowiedź, jednocześnie pobierasz nową grę (oczywiście tylko sprawdzisz czy działa), wrzuciłeś na Facebooka śmieszny post i czekasz na reakcje. Zrobienie czegokolwiek sensownego w tym czasie będzie bardzo utrudnione, bo masz wiele otwartych spraw. Rozwiązaniem może być załatwianie takich rzeczy „po godzinach”, czyli dopiero, gdy skończysz najważniejsze rzeczy. Sam staram się jak najbardziej ograniczać działalność w Internecie nie związaną z życiem zawodowym i tym blogiem, każda opublikowana rzeczy będzie odciągała mnie na jakiś czas od zwykłej roboty. Jeszcze w 2017 roku pisałem, że intensywne udzielanie się np. na Facebooku czy na forach internetowych nie prowadzi do niczego dobrego i dalej to potwierdzam.

Nie mogę się skupić bo zapomniałem o rachunkach

Rozpraszać mogą nas też ważne sprawy. Przykładowo – zawsze do piątego dnia miesiąca należy zapłacić za mieszkanie. Taka sprawa od wielu lat zabierała mi jakąś część uwagi, a nie jest jedyną o której trzeba pamiętać. Urodziny mamy. Wysłanie raportu z pracy na koniec miesiąca. Wizyta u lekarza za pół roku. Kupienie mięsa na obiad. Czasem zaczynasz pracować i Twój umysł zaczyna myśleć o takich właśnie rzeczach.

Rozwiązanie jest proste – robienie list rzeczy do zrobienia lub wpisywanie ich w kalendarz i codzienne przeglądanie, ustawianie sobie alarmów. Jeśli masz jakieś płatności które są wykonywane regularnie w tej samej kwocie, to ustaw przelewy stałe w banku.

Dla mnie najlepszym rozwiązaniem na rzeczy do zrobienia, jest plik todo.txt na dropboxie oraz darmowy program Sleek. Moim zdaniem, spisywanie sobie ważnych rzeczy to podstawa, jeśli chodzi o jakiekolwiek ogarnięcie się w życiu.

25 minut skupienia

Założenia techniki Pomodoro są bardzo proste – pracujesz w pełnym skupieniu z timerem przez 25 minut, następnie robisz chwilę przerwy. Zrobione pomidory zapisujesz. Polecam program tomato timer. Z tej techniki korzystam od 2013 roku i zawsze gdy od niej odchodzę, widzę że w pracy i nauce idzie mi gorzej.

Pomidory mają jeszcze inne plusy. Po pierwsze, dokładnie pokazują jaka jest Twoja zdolność do skupienia, ponieważ jasno widzisz, ile ich zrobiłeś. Co więcej, to sposób treningu mózgu do częstszego skupiania się. Są też formą nagrody. Wyobraź sobie, że pracujesz nad bardzo dużym projektem, którego końca nie widać, przez co jesteś coraz bardziej zniechęcony. Pracując z pomidorami dostajesz małą nagrodę co 25 minut. Robiąc przerwy zmniejszasz napięcie. Widzę po sobie, że praca bez przerwy przez 2 godziny była by dla mnie zbyt trudna. Plecy i nogi zaczynają wtedy boleć coraz bardziej, pojawia się coraz większa chęć by „tylko coś sprawdzić w telefonie”. Robienie częstych, krótkich przerw eliminuje to napięcie. Okresy rozluźnienia są bardzo ważne ze względu na to, że wtedy wpadają do głowy dobre pomysły, patrzymy na problem z innej perspektywy.
 Pomidory to także walka z prokrastynacją. Czasem jest nam zacząć pracę, ale jeśli postawimy problem w taki sposób, że „porobię coś przez 25 minut”, wydaje się to znacznie prostsze.

3 rzeczy naraz, żadna dobrze

Przyjmij zasadę, że robisz tylko jedną rzecz naraz. Skupienie dramatycznie maleje jeśli często zmieniasz konteksty. Jeśli jednocześnie próbujesz uczyć się czegoś i oglądać film / słuchać audiobooka, możesz przestać, niczego się nie nauczysz. Podczas nauki staram się albo nie słuchać niczego, albo włączam sobie szum odkurzacza.

W pracy jak to w pracy, nie zawsze mamy wymagające rzeczy do robienia i dopada nas nuda. Jeśli mam akurat powtarzalne zadania, to raz na jakiś czas włączę sobie muzykę lub jakiś podcast. Zwykle kończy się to tym, że wracam do białego szumu lub wyłączam wszystko.

W pracy skupiaj się na tym, co jest konieczne do osiągania celu oraz wybieraj najpierw najważniejsze zadania.

Biblia mówi, że „żaden sługa nie może dwóm panom służyć”. W dzisiejszym świecie pełnym rozproszeń jest to nadal aktualne, najlepszym rozwiązaniem jest skupienie się na jednej rzeczy i robienie jej najlepiej jak jest to możliwe. Jeśli przykładowo, chcesz być świetnym grafikiem, ale jednocześnie fascynują Cię gry komputerowe, Twój cel się oddala. Zastanów się, co porywa Twoją uwagę, czym się fascynujesz. Znam wiele osób które były nieszczęśliwe dlatego, bo pochłaniały ich niewłaściwe rzeczy, jak coraz to inna muzyka, seriale, oglądanie sportu w telewizji czy hazard.

Świadomość rozproszeń

Powyższe techniki nic Ci nie dadzą, jeśli podczas pracy i nauki Twój umysł będzie nieświadomie dryfował od tematu do tematu. Obserwuj siebie, bądź świadom bodźców, które odciągają Cię od pracy i staraj się je eliminować. Panuj nad sobą i nieustannie wracaj do tego co ważne.

Tuja (żywotnik) - interesująca, a czasem nawet groźna

$
0
0
Niedawno na blogu ukazał się dość kontrowersyjny artykuł dotyczący wrotyczu, który jest trujący ze względu na wysoką zawartość tujonu. Okazuje się jednak, że istnieją rośliny które zawierają go jeszcze więcej. Łacińska nazwa tujonu pochodzi od słowa Thuya, czyli popularnego żywotnika, nazywanego też tują.

Tuja wykorzystywana jest często w żywopłotach, może rosnąć także pojedynczo. Podejmuję temat ich szkodliwości, ponieważ tuje obecnie są jednymi z popularniejszych roślin sadzonych na zewnątrz. Rosną szybko i gwarantują prywatność oraz osłonę od wiatru. Sam zamierzam kupić kilka sztuk tej ciekawej rośliny do ogródka.

Kiedy tuja może być groźna dla człowieka?

W dwóch przypadkach – jeśli zostanie przyjęta doustnie, lub przy kontakcie ze skórą. Tego pierwszego można łatwo uniknąć, jeśli tylko nie będziemy eksperymentowali w żaden sposób z jedzeniem czy zaparzaniem tui. Pewnie zaraz pojawią się tutaj komentarze, że piszę tak bo „Big Pharma” nie chce żebyśmy opijali się tujonem który „leczy wszystkie dolegliwości”. Nie jest to prawdą, tujon jest szkodliwą substancją a tuja zawiera go bardzo dużo. Zatrucie tujonem powoduje takie objawy, jak nadmierne pobudzenie, halucynacje, drżenie mięśni, drgawki.

Tujon jest używany w bardzo małych i ściśle określonych ilościach do aromatyzowania alkoholu. Warto wspomnieć o tym, że eksperymentując z surowcami roślinnymi w domu nie mamy szans na dokładne określenie stężenia substancji silnie działających. Z tego powodu, bezpieczne jest jedynie używanie roślin zawierających niewielkie stężenie tujonu, które można bez problemu kupić w sklepach zielarskich. Przykładem może być szałwia.

Tujon jest szczególnie groźny dla kobiet w ciąży (może powodować poronienie) i małych dzieci.

Odnośnie do oparzeń skórnych – unikajmy kontaktu tych roślin ze skórą, szczególnie w gorące dni.

Tuja a bezpieczeństwo zwierząt

Tuja jest szczególnie niebezpieczna dla koni. Kontakt rośliny z końską skórą może powodować podrażnienie oraz swędzenie. Po zjedzeniu żywotnika ryzyko zatrucia jest bardzo wysokie. Objawy temu towarzyszące to biegunka, skurcze oraz silny niepokój. Toksyny zawarte w tui atakują wątrobę oraz nerki, powodując nieodwracalne zmiany w tych organach. Zjedzenie przez dorosłego konia około 500 g tui może być przyczyną śmierci.

Jet to szczególnie ważne dlatego, że tuje mogą być sadzone jako ogrodzenie pastwisk czy miejsc gdzie jeździ się konno.

 Żywotnik to także trucizna dla psów i kotów. Może powodować wymioty oraz biegunkę, podrażnia także skórę.

Co zrobić, by tuje nie szkodziły?

Przede wszystkim należy zadbać o profilaktykę. Jeśli mamy małe dzieci lub zwierzęta, raczej nie sadźmy tui w ogrodzie. Nie powinno ich się sadzić w pobliżu przedszkoli i szkół. Jednocześnie warto zauważyć, że tuja raczej nie jest atrakcyjną rośliną dla dzieci próbujących owoców natury.

Podczas pielęgnacji roślin należy używać rękawic. Po przycinaniu tui, pędy zbieramy i wyrzucamy. Nie wolno ich wrzucać do kompostownika. Jeśli masz w ogrodzie problem z nornicami, możesz spróbować je odstraszyć za pomocą gałązek tui.

Istnieje wiele toksycznych roślin z którymi mimo wszystko mamy kontakt. Przykładowo, szkodliwe mogą być kwiaty konwalii, anturium czy oleandru (wymieniając tylko kilka), trujący jest też cis, bez czy bukszpan. Zatruć można się też nieodpowiednio przygotowaną lebiodą.

Zachowując zdrowy rozsądek, możemy także żyć w towarzystwie tui. 
Pozdrawiam

Zniweluj hałas i pracuj w skupieniu - moje sprawdzone metody

$
0
0
W dzisiejszym wpisie przedstawię kilka najlepszych sposobów na walkę z hałasem, na bazie swoich doświadczeń. Ostatnie 2 lata pracuję z domu i zauważyłem, że życie coraz częściej zaczyna przypominać sceny z filmu Dzień Świra.
Na pewno znasz to uczucie, kiedy próbujesz zrobić coś produktywnego do pracy lub własnego projektu i już zabierasz się za działanie, i wtedy … zaczyna się. U mnie wygląda to tak:
  • Ktoś z domu zaczyna przygotowywać sobie posiłek albo zbiera się do pracy
  • Dzieci z pobliskiego przedszkola wychodzą na spacer i głośno krzyczą
  • Zaczyna się koszenie trawy / zdmuchiwanie liści (w tym roku chyba już nie można dmuchać, w tamtym to był koszmar)
  • Ktoś hałasuje na ławce pod blokiem lub na plenerowej siłowni wybudowanej pod blokiem
  • Sąsiedzi zaczynają głośno chodzić, co dość mocno słychać
Dodam tutaj, że w domu i tak jest znacznie ciszej niż na przykład w biurze na open space.
W jaki sposób sobie z tym radzić, jak się skupić, kiedy ktoś hałasuje?

Metody pasywne

Zamknij okna

Po pierwsze, jeśli ktoś hałasuje na dworze, staram się zamykać okna. Zwykle są one uchylone / otwarte cały czas, bo przy zamkniętych oknach robi się duszno. Dobrym rozwiązaniem może być wietrzenie pokoju co określony czas (co pół godziny uchylić drzwi), otwarcie drzwi na korytarz lub włączenie wentylatora. Uwaga, ciągłe siedzenie przy wiatraku jest niezdrowe.

Ochronniki słuchu

To takie bardzo duże słuchawki które odcinają hałas z zewnątrz. Jeszcze przed pandemią testowałem ochronniki Peltor 3M i dla mnie się one nie sprawdziły. Noszę okulary z dość grubymi zausznikami przez co muszle nieco odstawały od głowy. Lepiej tłumią także wtedy, gdy masz bardzo krótkie włosy. Mam znajomych dla których ochronniki sprawdzały się bardzo dobrze.

Zatyczki do uszu (stopery)

Jedno z najlepszych rozwiązań, o ile Twoja praca nie polega na ciągłym odbieraniu połączeń (wtedy trzeba by je co chwilę wyciągać). Najlepsze i najbardziej opłacalne są moim zdaniem zatyczki Honeywell LaserLite, wykonane z materiału przypominającego gumowaną gąbkę. W przeciwieństwie do zwykłych zatyczek z gąbki, nie rwą się one przy wyciąganiu i tak bardzo nie brudzą. Do spania używam jednego i drugiego typu zatyczek.
Jedne z lepszych zatyczek

Jeśli chcesz kupić zatyczki, najlepiej zajrzyj na portal aukcyjny, w aptekach jest bardzo mały wybór, a dostępne stopery są kilka razy droższe. Niestety, ale długotrwałe używanie zatyczek powoduje dyskomfort w uszach. Stopery używam także do spania, nie powinieneś w nich mieć problemu z usłyszeniem budzika.

Metody aktywne na ochronę przed hałasem

W tej kategorii kryją się wszelkiego rodzaju dźwięki puszczane na słuchawkach, które zagłuszają hałas z zewnątrz. Chciałbym na pewno przestrzec przed zbyt głośnym i zbyt długim słuchaniem w taki sposób, ponieważ może uszkodzić to słuch.

Podczas pracy prawie zawsze słucham białego szumu, czyli hałasów takich, jak dźwięk odkurzacza, suszarki, strumienia, deszczu czy wodospadu. Ten ostatni szczególnie dobrze tłumi dźwięki rozmów. Sporo takich nagrań znajdziesz na Soundcloud, strona ta jest lepsza od YouTube dlatego, że nie rozprasza nas miniaturkami kolejnych filmów do obejrzenia i zwykle nie jest blokowana przez firmy. Są też aplikacje gromadzące różne odgłosy tego typu na komputer lub na smartfona.
Jeśli szukam super wyciszenia, to włączam sobie biały szum na słuchawkach i zakładam dodatkowo stopery.
Słuchanie muzyki też jest jakimś rozwiązaniem, jednak dla mnie jest zbyt rozpraszające.
Odnośnie do samych słuchawek, do pracy najlepsze są modele zamknięte, które odcinają użytkownika od tego co się dzieje na około. 
Sennheiser HD380 - słuchawki nie do zdarcia

Używam ponad 12 letnich słuchawek Sennheiser HD380 i pod względem wytłumienia kiedyś (z oryginalnymi padami) były świetne, a po wymianie padów są dobre. Radziłbym Ci wybrać droższe słuchawki i zwrócić uwagę na to, posiadają one wymienne części (pady, kabel). Jeśli tak, sprzęt posłuży Ci równie długo jak mi. Te słuchawki + biały szum to moja podstawowa metoda na pracę w skupieniu.
Teraz to możesz sobie wiercić...

2 lata temu kupiłem drugie słuchawki z myślą o pracy w biurze - Etymotic Isolator MK5. Ktoś może powiedzieć że 350 złotych to dużo, moim zdaniem jednak, to opłacalna inwestycja. Wyobraź sobie sytuację, że masz coś do zrobienia w pracy a sąsiad w tej samej chwili zaczyna wiercić w ścianach. W takiej sytuacji, wystarczy puścić cicho muzykę na słuchawkach i jedyne co odczuwasz z wiercenia, to drżenie stołu. Słuchawki po dłuższym czasie mogą powodować dyskomfort we wnętrzu ucha, podobnie jak zatyczki. Silikonowe wkładki są wymienne i najmniejszy rozmiar ma bardzo poważną wadę (przynajmniej dla mnie) - po jakimś czasie ma tendencję do pozostawania w uchu (!). Przestawiłem się na rozmiar średni i ten problem nie wrócił.
Ostatnio popularne są słuchawki z aktywnym tłumieniem hałasu (ANC). Czytałem o nich różne opinie i raczej wynika z nich, że wyciszają one najlepiej jednostajny hałas, jak szum ulicy czy samolotu. Wydaje mi się, że do wytłumiania tych najbardziej irytujących hałasów o których piszę tutaj, raczej mogą się nie sprawdzić.
Firma Bose ma w swojej ofercie słuchawki do spania. Ich działanie polega na puszczaniu uspokajającego białego szumu oraz blokowaniu hałasu z zewnątrz. Takie rozwiązanie może sprawdzić się także do pracy, jednak wydaje mi się, że równie dobrze sprawdzą się dowolne wytłumiające słuchawki.
Dziś nie ma problemu ze sprawdzeniem poziomu wytłumienia w słuchawkach - wystarczy udać się do dowolnego marketu elektronicznego gdzie można przymierzyć różne modele.

Podsumowanie

Czasem wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem problemu hałasu, jest przyzwyczajenie się do niektórych, najczęściej spotykanych dźwięków i nie walczenie z nimi. Czasem jest to jednak niemożliwe, ciągły hałas bowiem powoduje spadek wydajności pracy. W takiej sytuacji, nie denerwuj się tylko bądź przygotowany na odcięcie się od bodźców.

Napisz w komentarzu, jakie są Twoje sposoby na walkę z hałasem.

Paprocie w domu, ogrodzie i żyjące dziko

$
0
0
Kiedy sięgam pamięcią do czasów szkolnych, przypomina mi się jeden fakt związany z paprociami. Szkoła podstawowa do której chodziłem składała się z dwóch budynków złączonych łącznikiem, wokół którego rosły wielkie paprocie. Dzieci z pierwszych klas podstawówki często się tam bawiły i chowały. W domu rodzinnym podobne paprocie rosły w cieniu pod wielką gruszą. Paprocie są często wybierane jako mało wymagające rośliny doniczkowe. Kiedyś miałem nawet w akwarium paproć żyjącą pod wodą.

Paprocie są dla mnie niezwykłymi roślinami, ponieważ są bardziej ...pierwotne od innych przedstawicieli flory. Razem ze skrzypami i widlakami sprawiają wrażenie niedopasowanych do naszych czasów, ale mimo to, są nisze, gdzie świetnie sobie radzą. Paprocie są fascynujące także ze względu na swój fraktalny wygląd - małe fragmenty liścia przypominają z wyglądu całą roślinę.
Dzisiaj chciałbym opowiedzieć nieco o tym, czy paprocie mają właściwości zdrowotne (spoiler - nie mają) i jak wpływają na nasze samopoczucie.

Najważniejsze polskie paprocie

Nerecznica samcza
To trująca paproć rosnąca w całej Europie. W handlu występują jej różne odmiany. Roślina nie jest wymagająca, wymaga zacienionego stanowiska oraz sporej ilości miejsca. Często rośnie w parkach i cmentarzach, można ją znaleźć w zaroślach. Nerecznicę wykorzystywano do zwalczania pasożytów, obecnie tego się nie robi ze względu na dużą toksyczność rośliny.

Języcznik zwyczajny
W Polsce występuje naturalnie jedynie w jednym miejscu w Sudetach. Dolna strona liścia prezentuje się bardzo egzotycznie, ze względu na brązowo-czerwone paski kupek zarodni. Można trzymać ją w domu lub ogrodzie, nasiona i sadzonki z Azji są łatwo dostępne.

Orlica pospolita
Osiąga długość od 30 cm do nawet 4.4 metrów. Rośnie przede wszystkim na piaskach w borach mieszanych i sosnowych. Jest bardzo groźna dla zwierząt roślinożernych i po zjedzeniu wywołuje krwiomocz. Chyba u Leszka Łuczaja spotkałem się z informacją, że ta paproć była jedzona w czasach głodu. Kłącza paproci mielono i używano zamiast mąki, mimo gorzkiego smaku i zapierającego działania. Młode, pastorałowe liście są jadane w Japonii. Roślina inwazyjna.


Pióropusznik strusi
Rośnie w Polsce na pogórzu, w puszczach oraz nad rzekami. Roślina podlega częściowej ochronie. Można trzymać ją w ogrodzie, w jednym miejscu będzie rozrastać się przez wiele lat, często zagłuszając inne rośliny w pobliżu. W Japonii i Chinach jest dodawany do wielu rodzajów dań, suszy się go tam też podobnie jak w Polsce zioła czy grzyby. Podobno długotrwałe jedzenie paproci może powodować niedobór witamin z grupy B.

Paprotka zwyczajna
Niewielka chroniona paproć rosnąca zwykle na kamienistych zboczach w południowej Polsce. Ciekawostka - niegdyś cenioną ją za słodkawy smak, dodawano do napojów podobnie jak stewię.

Marsylia czterolistna
To paproć wodna przypominająca z wyglądu czterolistną koniczynę. W Polsce występuje bardzo rzadko, ma status EW, czyli roślina wymarła w naturze. Jest opisywana jako roślina akwariowa.

Paprocie często hodowane w domu

W domu można trzymać bardziej cieplolubne gatunki paproci, pochodzące z rejonów tropikalnych. Najpopularniejsze gatunki paproci trzymanych w domu to:
  • Nefrolepis zwyczajny (występujący w dziesiątkach odmian)
  • Podrzeń drzwiasty (przypominający nieco palmę)
  • Zanokcica gwiazdowa
  • Platycerium - łosie rogi - roślina o dziwacznym kształcie, niezbyt przypominająca zwykłe, leśne paprocie
Jeśli trzymasz paprocie w domu, warto co jakiś czas usuwać najstarsze, brzydkie liście. Paproci nie należy zbyt często dotykać. Doniczka z paprocią o długich liściach powinna być powieszona wysoko. Rośliny lubią wilgoć oraz nie potrzebują zbyt dużo światła, dlatego można trzymać je nawet w łazience z niewielkim oknem.

Właściwości zdrowotne paproci (a raczej o ich braku)

Podczas pracy zawodowej nigdy nie spotkałem się z preparatami z paproci. Popularnym stwierdzeniem jest to, że paproć pomaga pozbyć się reumatyzmu oraz pasożytów, jednak taka terapia jest bardzo niebezpieczna ze względu na trujące działanie paproci. 
Najmniej niebezpieczna wydaje się paprotka zwyczajna, która była stosowana leczniczo do lat 50. XX wieku. Stosowano ją na różne dolegliwości, miała ułatwiać odksztuszanie, walczyć z pasożytami i działać moczopędnie.
Jak zwykle w przypadku roślin potencjalnie trujących, całkowicie odradzam jedzenie czy przygotowywanie preparatów z paproci. Pilnujmy też, by doniczki z paprociami znalazły się poza zasięgiem dzieci. Z informacji w sieci wynika, że paprocie raczej nie powinny być szkodliwe dla kotów.

Paprocie mogą mieć za to inne, pozytywne działanie. Ich zielony kolor uspokaja i koi wzrok, a rośliny skutecznie oczyszczają powietrze w domu.
Viewing all 605 articles
Browse latest View live